Kiedyś nie mógł pan narzekać na brak pracy...
Jako młody chłopak często występowałem w słuchowiskach. Bardzo lubiłem grać dla dzieci. Moją pierwszą większą rolą był krawiec Niteczka, a reżyserowała to słynna przedwojenna "ciocia radiowa" – Wanda Tatarkiewicz-Małkowska. Wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z Jerzym Wasowskim, który do tej bajki napisał muzykę. Za tamtych czasów słuchowiska były realizowane bardzo starannie, tworzyli je wybitni pisarze i kompozytorzy. Mam miłe wspomnienia.
Czy dzisiaj słucha pan radia?
Czasem włączam na wiadomości. A wyłączam, jak tylko zaczyna się prognoza pogody. Co to za prognoza, kiedy na każdym kanale jest inna. Bardzo dobrze przepowiadają to, co było wczoraj. Ale czy będzie padało następnego dnia, już nie wiedzą. Też mógłbym tak prognozować. Zresztą pogoda to pół biedy. Najbardziej denerwują mnie piosenki. Piosenkarze dziś nie śpiewają, tylko krzyczą. Melodii w tym nie ma żadnej, tekst jest o niczym. Nie wiem, może na stare lata stałem się zgorzkniały, ale to są rzeczy, które mnie drażnią. Prymitywizm zalał radio i telewizję.
Brakuje panu takiej twórczości, jaką uprawiali Przybora z Wasowskim?
Mam wrażenie, że nie tylko mnie. To były perełki. Przyborę zawsze traktowałem bardziej jako poetę niż autora tekstów. Z kolei bez muzyki Wasowskiego jego utwory by nie zaistniały. Oni się pięknie uzupełniali. A dziś w telewizji za dużo mnie denerwuje.