[b]Ale często młodzi reżyserzy, którzy lubią klasykę przepisywać na nowo, powołują się na Konrada Swinarskiego, twierdząc, że on był w teatrze rewolucjonistą… [/b]
U Konrada wszystko brało się z głębokiej analizy tekstu i pragnienia zrozumienia intencji autora. I dopiero na tym Konrad budował swoją interpretację utworu. Interpretację, która wypływała ze świadomości człowieka XX wieku, człowieka, który znał historię. Nigdy jego inscenizacja nie burzyła głównej myśli autora. Była najwyżej dyskusją z autorem.
[b]Mówiło się, że Swinarski czytał tak długo tekst, aż znalazł coś, co szczególnie go zafascynowało. [/b]
Przygotowując tę inscenizację wraz z Józefem Opalskim, postępowaliśmy w podobny sposób. Po dość wnikliwej analizie utworu znaleźliśmy myśl, która nas zainteresowała. Uznaliśmy, że nasz spektakl jest opowieścią o magii teatru. Poprzez postać głównego bohatera, jakim jest młody pisarz Ludmir, chcemy pokazać fascynację teatrem, z którego trudno uciec.
[b]Zupełnie jak w przypadku Anny Polony. Wydaje się, że nawet po sukcesie "Rewersu" nie zostawiłaby teatru dla filmu… [/b]
Rzeczywiście, w kinie bardzo lubię być widzem. Jako aktorkę irytuje mnie, że grając na ekranie, mam mały wpływ na efekt końcowy, że niektórych scen nie można potem poprawić bądź zmienić. Wszystko oczywiście zależy od porozumienia z reżyserem. Akurat w przypadku "Rewersu" od początku świetnie mi się i rozmawiało, i porozumiewało z Borysem Lankoszem. Były gratulacje, nagrody, z których oczywiście nic nie wynikło. W Polsce z małymi wyjątkami nie pisze się scenariuszy dla konkretnych aktorów. Reżyserzy najchętniej kręcą filmy o sobie, a nie o świecie i o ludziach. Pozostanę więc przy teatrze. Co będzie dalej, nie wiem. Ale nie mówmy o przyszłości.