XLIX Przegląd Teatrów Małych Form - Kontrapunkt

Performerzy tworzą interaktywny teatr. Trudno przewidzieć, co widz musi zrobić na ich polecenie – pisze Jacek Cieślak.

Aktualizacja: 14.04.2014 19:27 Publikacja: 14.04.2014 19:17

www.kontrapunkt.pl

www.kontrapunkt.pl

Foto: materiały prasowe

Na „Projekt P." podczas szczecińskiego festiwalu Kontrapunkt przyszli razem. Wyglądali na dobrą parę. Gdy Bułgar Ivo Dimchev zaproponował im zagranie długiego, namiętnego pocałunku – ona, ku jego zaskoczeniu, się zgodziła. Zamiast niego znalazł się inny chętny.

Całowali się przez 5 minut – mocno, namiętnie. Dimchev zapłacił im 300 złotych. Był nieco zażenowany, że dysponuje niewielkim budżetem. Ale 300 złotych za pocałunek na oczach chłopaka, z którym przyszła do teatru, było w sam raz.

Dimchev wciąga widzów do gry w przestrzeni sceny zarezerwowanej niegdyś dla profesjonalnych aktorów. Płaci amatorom za występ. Mogą się przekonać, jak trafne były słowa Kantora, że do teatru nie wchodzi się bezkarnie.

O wiele więcej Dimchev proponował chętnym do udziału w symulacji aktu seksualnego z nieznajomą osobą. Znalazł się chętny chłopak. Leżał na materacu, czekał, partnerki zabrakło. Wszystko zależy od pruderyjności widzów. Najgorzej jest w małych miejscowościach, gdzie wszyscy się znają, najlepiej w metropoliach. Popularność reality show, angażujących amatorów do prezentowania się nawet w seksualnych ekscesach, tworzy iluzję i pokusę bycia gwiazdą choćby przez kwadrans. Teatr i media stają się akuszerkami odwagi obyczajowej, dają poczucie bezkarności, obietnicę przygody, ekstremalnych doświadczeń, sławy.

Zdradzony chłopak wyznał, że przeżył najgorszy dzień w życiu. A może się dowiedział, jaka jest naprawdę jego dziewczyna? Teatr w tym przypadku zachował swój oczyszczający charakter. Wydarzeniem szczecińskiego festiwalu jest zawsze dzień w Berlinie. W tym roku można było wziąć udział w wideoinstalacji „Mięso" Thomasa Bo Nilssona. W studiu położonym w centrum reprezentacyjnego Charlottenburga zainstalowała się dosyć podejrzana przestrzeń przypominająca jednocześnie squat, zakład kosmetyczny i burdel. Kuso odziane panienki i chłopcy z kiczowatymi maskami na twarzach wciągają widzów do ciasnych, dusznych pokoi, gdzie są łóżka, włączone telewizory i ekrany komputerów, na których można zobaczyć zdjęcie waginy.

W takich miejscach wskazana jest ostrożność, choć w performansie „Mięso" widzowie czują się w miarę bezpiecznie, mając alibi udziału w nowej formie teatru. Zapłacili bilet w szanowanej instytucji. Nigdy i nigdzie nie można być jednak niczego pewnym. Performerzy podpowiadają, że czasami trzeba płacić ciałem, a czasami gotówką. Ale płacić trzeba zawsze.

Gwiazdą berlińskiego dnia była Angelica Liddell, coraz głośniejsza postać europejskiej sceny ze swoimi obsesyjnymi monologami o własnym nieszczęściu i totalnym ekshibicjonizmem. Markowanie onanizmu jako manifest niezależności – to punkt obowiązkowy programu. Jej „Syndrom Wendy" potwierdza, że Liddell nie istnieje bez kalkulacji obliczonej na skandal i szokowanie. Sprzedaje lęki i cierpienia, podłączając się pod morderstwo Andersa Breivika, który zabił na wyspie Utoya 70 osób. Forma występu jest rozdęta. Przez dłuższą część Liddell atakuje krzykiem wzmocnionym przez mikrofon. Obciąża mamusię winą za swoje nieszczęścia, pomstuje na tradycyjne związki, funduje też półgodzinny pokaz tańca chińskich amatorów.

Generalnie ten pełen furii słowotok jest pożyteczny, bo daje szansę zapoznania się z problemami, jakie niepokoją społeczeństwa, które naszym zdaniem nie mają żadnych problemów – poza duchową pustką. Stąd szukanie przez Angelikę wrażeń w sieci, gdzie o swoich marzeniach mówią różnego rodzaju zboczeńcy.

A jednak spektaklu nie można lekceważyć. Frustratów podobnych do Liddell nie brakuje. Lepiej patrzeć, jak wyładowują się na scenie niż na wyspie Utoya.

Jacek Cieślak

Na „Projekt P." podczas szczecińskiego festiwalu Kontrapunkt przyszli razem. Wyglądali na dobrą parę. Gdy Bułgar Ivo Dimchev zaproponował im zagranie długiego, namiętnego pocałunku – ona, ku jego zaskoczeniu, się zgodziła. Zamiast niego znalazł się inny chętny.

Całowali się przez 5 minut – mocno, namiętnie. Dimchev zapłacił im 300 złotych. Był nieco zażenowany, że dysponuje niewielkim budżetem. Ale 300 złotych za pocałunek na oczach chłopaka, z którym przyszła do teatru, było w sam raz.

Pozostało 85% artykułu
Teatr
Gejowska bojówka w roli głównej. Grand Prix Boska Komedia'24 dla „Fobii”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie