Na „Projekt P." podczas szczecińskiego festiwalu Kontrapunkt przyszli razem. Wyglądali na dobrą parę. Gdy Bułgar Ivo Dimchev zaproponował im zagranie długiego, namiętnego pocałunku – ona, ku jego zaskoczeniu, się zgodziła. Zamiast niego znalazł się inny chętny.
Całowali się przez 5 minut – mocno, namiętnie. Dimchev zapłacił im 300 złotych. Był nieco zażenowany, że dysponuje niewielkim budżetem. Ale 300 złotych za pocałunek na oczach chłopaka, z którym przyszła do teatru, było w sam raz.
Dimchev wciąga widzów do gry w przestrzeni sceny zarezerwowanej niegdyś dla profesjonalnych aktorów. Płaci amatorom za występ. Mogą się przekonać, jak trafne były słowa Kantora, że do teatru nie wchodzi się bezkarnie.
O wiele więcej Dimchev proponował chętnym do udziału w symulacji aktu seksualnego z nieznajomą osobą. Znalazł się chętny chłopak. Leżał na materacu, czekał, partnerki zabrakło. Wszystko zależy od pruderyjności widzów. Najgorzej jest w małych miejscowościach, gdzie wszyscy się znają, najlepiej w metropoliach. Popularność reality show, angażujących amatorów do prezentowania się nawet w seksualnych ekscesach, tworzy iluzję i pokusę bycia gwiazdą choćby przez kwadrans. Teatr i media stają się akuszerkami odwagi obyczajowej, dają poczucie bezkarności, obietnicę przygody, ekstremalnych doświadczeń, sławy.
Zdradzony chłopak wyznał, że przeżył najgorszy dzień w życiu. A może się dowiedział, jaka jest naprawdę jego dziewczyna? Teatr w tym przypadku zachował swój oczyszczający charakter. Wydarzeniem szczecińskiego festiwalu jest zawsze dzień w Berlinie. W tym roku można było wziąć udział w wideoinstalacji „Mięso" Thomasa Bo Nilssona. W studiu położonym w centrum reprezentacyjnego Charlottenburga zainstalowała się dosyć podejrzana przestrzeń przypominająca jednocześnie squat, zakład kosmetyczny i burdel. Kuso odziane panienki i chłopcy z kiczowatymi maskami na twarzach wciągają widzów do ciasnych, dusznych pokoi, gdzie są łóżka, włączone telewizory i ekrany komputerów, na których można zobaczyć zdjęcie waginy.