W spektaklu „Koń, kobieta i kanarek", podobnie jak w swym głośnym „Korzeńcu" dramaturg Tomasz Śpiewak i reżyser Remigiusz Brzyk pierwsze skrzypce powierzają kobietom. Teraz stają się nie tylko głównymi bohaterkami opowieści, ale też ikonami tego, za czym opowiadają się zwolennicy równego traktowania kobiet i mężczyzn, a zwłaszcza zwolennicy idei gender.
„Koń, kobieta i kanarek" w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu to ballada o Córce Sztygara (Edyta Ostojak), która zachodzi w ciążę, ale nie chce jej zaakceptować. Żyje w społeczności katolicko-patriarchalnej, w której kobiety mają od zawsze wyznaczone role według znanego niemieckiego hasła: Kinder, Küche, Kirche (dzieci, kuchnia, kościół).
Ich bogiem – Żony Sztygara (Agnieszka Bieńkowska) czy Matki Górnika Leworęcznego (Dorota Ignatjew) – jest mężczyzna, pan ich życia. Nadaje mu sens, ale może też bezkarnie je bić, jak Żonę Górnika Praworęcznego (Beata Deutschman) i maltretować psychicznie, jak Żonę Lekarza (Małgorzata Sadowska). Za to, że głupia, że strachliwa, że roztargniona, że bezpłodna i leniwa, że sos za tłusty, a w domu jest jak w klatce.
Świat w sztuce Śpiewaka i Brzyka jest czarno-bialy: kobiety uciemiężone, mężczyźni brutalni, chamscy, wyprani z wyższych uczuć, szowinistyczni. Dla nich cenny jest ten kanarek, który śpiewa, czyli samiec, bo „samiczka tylko ziarno żre i żre, a pożytku z niej żadnego".
Sztygar (Zbigniew Leraczyk) twardą ręką trzyma swój dom, nie znosi sprzeciwu. W jego ślady idzie Zięć Sztygara (Piotr Żurawski). Także kopalniany lekarz (Wojciech Leśniak) musztruje żonę jak rekruta.