Ekologia i zatruwanie środowiska, populizm, uwikłanie władzy oraz uzależnienie od niej mediów – to gorące problemy współczesności. Tworzenie się tego dramatycznego splotu Henryk Ibsen opisał we „Wrogu ludu", sztuce powstałej w 1882 roku, gdy formowały się zasady rządzące kapitalistycznymi społeczeństwami.
Przeklęta prawda
– Bohaterami są bracia: burmistrz miasta uzdrowiska, gdzie przyjazd kuracjuszy napędza miejscową gospodarkę i stanowi główne źródło dochodów, oraz naczelny lekarz, który odkrywa, że ujęcie wód zdrojowych jest zatrute i zamiast leczyć, niszczy zdrowie – mówi „Rzeczpospolitej" Jan Klata, reżyser i dyrektor krakowskiego Starego Teatru. – Czy mamy na myśli Edwarda Snowdena, który zdecydował się ujawnić tajne informacje na temat inwigilacji obywateli przez amerykańskie państwo, czy też Krakowski Alarm Smogowy, każda z tych współczesnych historii wpisuje się w metaforyczny charakter „Wroga ludu". Tak pojemna i uniwersalna jest to sztuka.
W czasach PRL zatrucie środowiska wywołane gwałtownie przeprowadzonym uprzemysłowieniem było postrzegane jako błąd systemowy lub zło założycielskie komunistycznego ustroju, który nie liczył się ze zdrowiem obywateli i ochroną środowiska. Media znajdujące się na pasku władzy tuszowały zaś prawdę o zagrożeniach. Można było mówić „my" i „oni".
– Dziś linia podziałów nie jest oczywista – uważa Jan Klata. – My to oni, a oni to my, bo demokracja nie jest wyłącznie sferą wolności. To także bardzo skomplikowana gra powiązań, interesów i zależności. W sztuce Ibsena wiele postaci najpierw popiera doktora Stockmanna, a potem obraca się przeciwko niemu. Mamy słynną scenę zebrania ludowego, która pokazuje, że dziś wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje w mieście i w kraju, bo albo źle wybraliśmy, albo nie poszliśmy na wybory. Musimy wybierać.
Również w Polsce mieszkańcy uzdrowisk, które pobierają taksę klimatyczną od turystów, chociaż powietrze jest zatrute, nie burzą się przeciwko temu. Nie mają przecież w tym interesu.