Czy liczący ponad sto lat zbiór opowieści Rudyarda Kiplinga może być interesujący dla dzisiejszych, powiedzmy, dziesięciolatków? To pokolenie woli historie z inną, bardziej dynamiczną akcją, zatem „Księgę dżungli" trudno teraz wypatrzyć w księgarniach. Wystarczy jednak sięgnąć do streszczenia w Wikipedii, by się przekonać, że są w tej książce bardzo aktualne treści.
Oto sprawujący władzę w dżungli kulawy Tygrys postanawia zemścić się na Mowglim – chłopcu wychowanym przez wilki. One stają jednak w obronie Mowgliego. Wystarczy wszakże skłócić między sobą stado i wówczas ten, kto rządzi, może zrobić właściwie wszystko...
O kłótni tych, którzy są w opozycji, i o tym, jak korzysta na niej bezwzględny Tygrys, opowiada w spektaklu jedna z piosenek skomponowana przez Jakuba Lubowicza. Dziecięca widownia tej aluzji do naszej rzeczywistości oczywiście nie wychwytuje, za to bardziej przejmuje się losami Mowgliego. To postać im bliska, bo „Księga dżungli" jest swobodną interpretacją książki Kiplinga, dokonaną przez Janusza Szydłowskiego, także reżysera.
Bohaterem jest chłopiec ukarany przez rodziców za to, że nie przeczytał obowiązkowej lektury – „Księgi dżungli". Ucieka więc z domu i staje się Mowglim, w dżungli raczej wielkomiejskiej niż prawdziwej, gdzie na wpół realne zwierzęta mają niepokojąco ludzkie cechy.
Spektakl przypomina rodzaj rozmowy z dzieckiem, jaką od czasu do czasu rodzice powinni prowadzić – na tematy poważne, z nienatrętnym, dydaktycznym przesłaniem, ale wciągającej i zachęcającej do słuchania. Z tym ostatnim warunkiem jest w Romie pewien kłopot.