To bodaj już ostatnia klasyczna operetka wiedeńska, którą dziś chętnie się wystawia, a jednak dla współczesnego teatru jest w niej coś obciachowego. Zabawa z szampanem, walce i czardasze, długie suknie i fraki – jakże ten świat jest daleki od tego, co dziś oglądamy na scenach.
Można jednak to przyjąć z całym dobrodziejstwem. Można zgodzić się w „Zemście nietoperza" Johanna Straussa syna na stare pomysły: mąż nie poznaje żony, bo skryła twarz pod maseczką, pokojówka robi furorę w sukni swojej pani, a kochanek zostaje wzięty za męża Rosalindy, bo włożył jego szlafrok. Z takich klasycznych składników wciąż da się zrobić zabawne przedstawienie, co choćby w 2005 r. udowodnił w Krakowie Janusz Józefowicz.