Przede wszystkim był genialnym aktorem. Miał też znaczące osiągnięcia jako reżyser. Tworzył role zgodnie ze swoimi psychofizycznymi predyspozycjami, akcentując osobisty stosunek do postaci – bardziej będąc sobą, niż wcielając się w nie. Protestował przeciw określaniu jego gry jako „intelektualnej”.
– Jestem szczerze rad, gdy ktoś dostrzega, że myślę – mówił przed laty w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. – Ale intelektualistą dla mnie jest ktoś, kto chce dotrzeć do prawdy, rozwiązując problemy życiowe prawie wyłącznie za pomocą mózgu. Przypisywana mi cecha intelektualisty wynika prawdopodobnie z tego, że na scenie staram się sprostać zapotrzebowaniu widza i być z nim w ciągłym kontakcie. Co nie oznacza, że chcę mu schlebiać, bo biorę pod uwagę jego – często nie najlepszy – gust. Chciałbym jednak zapytać go o zgodę na moją interpretację – czy jestem dostatecznie zrozumiały i sugestywny – bo traktuję widza jak partnera, który w pewnym sensie współtworzy moją rolę. Do tego celu posługuję się jednak inteligencją, która obok mózgu dopuszcza do głosu intuicję, umiejętność przewidywania i wszystko to, co niosą ze sobą bodźce zmysłowe: powonienie, wzrok, słuch, seks itd. Wolę być aktorem inteligentnym.
Odpierał zarzut, że aktor to człowiek, który ciągle gra: dyrektora, reżysera, prezesa czy parlamentarzystę. Pod jego ręką Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy (1972 – 1982) osiągnął apogeum świetności jako najlepsza, obok Starego Teatru w Krakowie, scena w kraju. Jako poseł na Sejm PRL – do złożenia mandatu w stanie wojennym – potrafił dla swego środowiska załatwić znacznie więcej niż jako senator kontraktowej kadencji, bo, jak twierdził, „w każdym kraju kultura należy do pierwszych dziedzin, które w okresie kryzysu idą pod nóż”.
– Nigdy nie uchylałem się od bycia normalnym człowiekiem. Dyrektorem stałem się dzięki okolicznościom oraz chęci posiadania wpływu na całość teatru, a nie tylko na własną osobę. Koledzy, którzy wybrali mnie na prezesa SPATiF, oprócz aktorstwa dostrzegali we mnie widocznie jakieś cechy ludzkie. Jako poseł – powołany przez kolegów, aby załatwiać ich interesy – reprezentowałem nasze środowisko. Później Lech Wałęsa poprosił mnie i kolegów, abyśmy kandydowali do Sejmu i Senatu, z powodu prawdopodobnie naszych „zasług” albo i zasług dla odmiany Rzeczypospolitej. Odmowa stała się możliwa dopiero wtedy, kiedy się zorientowaliśmy, że znacznie większym pożytkiem społecznym od pobytu w parlamencie będzie nasz powrót do pełnego uprawiania zawodu.
Aktor znany był z przedniego poczucia humoru, w tym z umiejętności celnego portretowania, a niekiedy i podszczypywania bliźnich. Jednak być postacią z anegdot Holoubka – opowiadanych w teatralnej garderobie czy przy stoliku w klubie Czytelnika, zajmowanym przez Tadeusza Konwickiego, Janusza Głowackiego, Kazimierza Kutza, Henryka Berezę – uchodziło za nobilitację.