Literaturą Stanisława Lema zwykle pasjonują się mężczyźni. Co znalazła w niej kobieta?
Maria Ciunelis:
Kiedy w dzieciństwie czytałam Lema, nie przyszło mi do głowy, że to twórczość bliska mężczyznom. Choć może coś w tym jest, bo nigdy nie lubiłam literatury stricte dziewczęcej. Najpierw zaczytywałam się w powieściach Szklarskiego, a potem coraz chętniej sięgałam po Lema. Zachwycał mnie nie tylko wyobraźnią, ale i bogactwem słów. Bawił się nimi jak Leśmian. Czytając Lema, można się rozsmakować w polszczyźnie. Uważam też, że jego utwory są dobrym kąskiem dla teatru, ponieważ świetnie buduje postaci swoich bohaterów.
A nie ma pani wrażenia, że moda na Lema wśród młodych czytelników nieco osłabła?
Owszem, i dlatego postanowiłam to zmienić. Spotkałam niedawno grupkę młodych ludzi, którzy przyznali, że w ogóle nie znają jego twórczości. Wydało mi się to niedorzeczne, bo przecież [3/4] literatury science fiction na świecie ma odnośniki do dzieł Lema. Dałam im do przeczytania właśnie "Bajki robotów". Byli zachwyceni. Czasami się wydaje, że ludzie słyszą słowa, ale ich nie rozumieją. Sam Lem powiedział przecież, że nikt niczego nie czyta, jeżeli nawet przeczyta, to nie zrozumie, a jak przeczyta i zrozumie, to i tak nie zapamięta. Dlatego trzeba przypominać go w teatrze.