Pro: Przejmujący dramat
Jan Bończa-Szabłowski
Niewątpliwym atutem spektaklu „Generał" w Teatrze IMKA jest fakt, że jego twórcy nie popadli w skrajność.
Czytaj rozmowę Jolanty Gajdy-Zadwornej z Aleksandrą Popławską i Markiem Kalitą
Nie oglądamy więc ani panegiryku o współczesnym polityku, który wybrał mniejsze zło, ani krwawej opowieści o ludobójcy, w którym tkwi sama nikczemność. Uciekając się czasem do groteski, a czasem karykatury, pokazano w przejmujący sposób twórcę systemu totalitarnego żyjącego w całkowitej izolacji od społeczeństwa. I na tyle oddanego swej ideologii, że nie rozumie, iż zabrnął w ślepą uliczkę. Dziś nie ma już przyjaciół, lecz wytresowanych towarzyszy, a żona i córka mentalnie także żyją gdzieś obok. Jarosław Jakubowski ukazał swego bohatera jako schorowanego człowieka, u kresu życia. Bardziej niż postać tragiczną przypomina marionetkę rozgrywającą swój spektakl w teatrze historii. Ma świadomość porażki, a jednocześnie powtarza jak mantrę: „Co by było, gdybym wtedy stanął na czele zrywu? Czy byłbym bohaterem, ale jednocześnie, będąc bohaterem, czy byłbym też zdrajcą?". Świetny Marek Kalita wypowiada kwestie Generała szeptem, a każde zdanie – tak jak u Wojciecha Jaruzelskiego – przypomina bardziej treść składanego raportu niż próbę szczerej refleksji. Nawet jeśli fragmenty tekstu brzmią jak kabaret, całość jest opowieścią przygnębiającą.