W kinach możemy oglądać film poświęcony tej jednej z najbardziej wpływowych myślicielek XX wieku, w Teatrze Dramatycznym w Warszawie odbyła się premiera „Rzeczy o banalności miłości", a PIW w swej słynnej serii biografii sławnych ludzi wydał książkę o Hannah Arendt i Martinie Heideggerze.
„Rzecz o banalności miłości" Savyon Liebrecht to na razie najciekawsza warszawska premiera ostatnich miesięcy, a rola Hannah Arendt w wykonaniu Haliny Skoczyńskiej jest kreacją potwierdzającą wielki talentu tej niedocenionej w stolicy wieloletniej gwiazdy scen Wrocławia.
Savyon Liebrecht, pochodząca z rodziny polskich Żydów ocalałych z Holokaustu, stworzyła rodzaj osądu nad niepokorną intelektualistką. Ważny wątek tej opowieści stanowi trwająca od wczesnej młodości fascynacja Martinem Heideggerem. Arendt głosząca trudne prawdy m.in. na temat źródeł zła w kontekście zbrodni Eichmanna spotyka się ze skrajnym niezrozumieniem instytucji żydowskich, podejrzewana bywa o zdradę, a nawet sympatie nazistowskie.
W półtoragodzinnym spektaklu reżyserowanym przez Wawrzyńca Kostrzewskiego na małej scenie Teatru Dramatycznego Halina Skoczyńska daje pasjonujący obraz człowieka broniącego prawa do własnego zdania, do własnej odrębności, ale też do miłości. Miłości trudnej, czasem wręcz niemożliwej.
Obiekt tej fascynacji, Martin Heidegger, to z kolei bardzo ciekawa rola Adama Ferencego. Miał on szczególnie trudne zadanie. W przeciwieństwie do Hannah Arendt, której młodsze wcielenie zagrała z dużym wyczuciem Martyna Kowalik, Ferency pokazał Heideggera w trzech okresach życia: jako profesora wyczuwającego wyraźną fascynację ze strony najzdolniejszej studentki, następnie wyznającego teorię mniejszego zła sympatyka NSDAP, a potem starego schorowanego człowieka, mającego poczucie przegranej. To wtedy tak naprawdę Heidegger zdał sobie sprawę, że jedynym promieniem w jego życiu i osobą, która go nie zdradziła, jest właśnie Arendt.