W czasie szczytu przywódców „28” w Salzburgu w czwartek Victor Orbán miał odegrać znajomą rolę: niszczyciela integracji, tego, przez którego Unia nie działa jak w zegarku. I rzeczywiście, węgierski premier dostarczył mediom sensacyjnych cytatów, którymi mogły śmiało się pożywić: „wyślą swoich najemników z Brukseli, którzy będą nam mówili, jak mamy chronić naszą granicę” – powiedział o najnowszym planie Jeana-Claude’a Junckera powołania wspólnej straży dla powstrzymania imigrantów na zewnętrznych granicach Unii.
Czytaj także: Tusk o pomyśle May na Brexit: To się nie uda
Sanchez jak Orban
Ale w bajkę o samotnym sabotażyście Orbanie przestali już wierzyć zachodni dyplomaci. Wspomniany plan Junckera blokuje o wiele więcej państw, w tym lewicowe hiszpańskie i greckie rządy Pedro Sancheza i Aleksisa Ciprasa, choć bez atrakcyjnych dla mediów deklaracji. Nie chcą oddać tak kluczowych dla suwerenności narodowej kompetencji niemającym demokratycznego mandatu Eurokratom.
Tak samo jak plan Junckera została potraktowany ogłoszony w czerwcu przez Emmanuela Macrona inny pomysł na rozwiązanie problemu imigracji. Francuski prezydent chciał, aby powstały „platformy redystrybucji”, gdzie uratowani ma morzu uchodźcy byliby kierowani, zanim znajdą kraj, który ich przyjmie. Tyle że żaden kraj, w tym Francja, nie zgodził się na zorganizowanie na swoim terytorium takich punktów w obawie, że okażą się magnesem dla przemytników imigrantów.
Po trzech latach jałowych dyskusji martwy jest też pomysł odgórnych kwot imigrantów, które miałyby przyjąć kraje Unii. W roli winnych porażki są tu oficjalnie kraje wyszehradzkie, ale identyczne z nimi stanowisko ma choćby przewodząca obecnie Unii Austria. Większość zaś krajów starej Europy, jak: Francja, Hiszpania czy Holandia, niezależnie od oficjalnych przemówień, przyjęła tylko niewielką część kwoty imigrantów, do której się zobowiązali.