Manfred von Richthofen znów zasiadł za sterami trójpłatowego fokkera. Tym razem na ekranie (zrealizowany za 18 mln euro film „Der Rote Baron” wchodzi właśnie na ekrany niemieckich kin). Strzela do brytyjskich maszyn jak w czasach I wojny światowej i ma być dowodem, że w niemieckiej tradycji wojennej nie brak bohaterów pozytywnych. Nie jest ich jednak wielu.
Niedosyt odczuwa nie tylko Luftwaffe, ale cała niemiecka armia, której 7 tysięcy żołnierzy pełni dziś służbę na kilku kontynentach. Nie ma czym honorować ich męstwa, stąd pomysł wskrzeszenia Żelaznego Krzyża, którym odznaczano niemieckich żołnierzy m.in. podczas II wojny światowej, także zbrodniarzy wojennych.
Film już przed premierą spotkał się ze sporym zainteresowaniem za granicą. Amerykański tygodnik „Time”, powołując się na specjalistów od Niemiec, zwraca uwagę, że jeszcze kilka lat temu powstanie takiego filmu byłoby niemożliwe. Niemcy zrywają jednak z narzuconym im po drugiej wojnie światowej pacyfizmem i nie boją się już mówić z dumą o swojej historii.
Niemcy zrywają z narzuconym im pacyfizmem i mówią z dumą o swojej historii
– Każdy kraj ma swoich wojennych bohaterów. Ma ich Polska, ma ich Wielka Brytania. Niemcy po prostu wracają do normalności – powiedział „Rz” dr Christopher Clark, znany historyk z Uniwersytetu w Cambridge, autor monografii Prus „Żelazne królestwo”. Według pierwsza i druga wojna światowa różniły się w swojej istocie.