Powrót Czerwonego Barona

Film o asie lotnictwa. Niemiecka armia szuka pozytywnego bohatera. Patronem Luftwaffe może zostać pilot z czasów I wojny światowej

Aktualizacja: 11.04.2008 13:39 Publikacja: 11.04.2008 05:22

Powrót Czerwonego Barona

Foto: Warner Bros

Manfred von Richthofen znów zasiadł za sterami trójpłatowego fokkera. Tym razem na ekranie (zrealizowany za 18 mln euro film „Der Rote Baron” wchodzi właśnie na ekrany niemieckich kin). Strzela do brytyjskich maszyn jak w czasach I wojny światowej i ma być dowodem, że w niemieckiej tradycji wojennej nie brak bohaterów pozytywnych. Nie jest ich jednak wielu.

Niedosyt odczuwa nie tylko Luftwaffe, ale cała niemiecka armia, której 7 tysięcy żołnierzy pełni dziś służbę na kilku kontynentach. Nie ma czym honorować ich męstwa, stąd pomysł wskrzeszenia Żelaznego Krzyża, którym odznaczano niemieckich żołnierzy m.in. podczas II wojny światowej, także zbrodniarzy wojennych.

Film już przed premierą spotkał się ze sporym zainteresowaniem za granicą. Amerykański tygodnik „Time”, powołując się na specjalistów od Niemiec, zwraca uwagę, że jeszcze kilka lat temu powstanie takiego filmu byłoby niemożliwe. Niemcy zrywają jednak z narzuconym im po drugiej wojnie światowej pacyfizmem i nie boją się już mówić z dumą o swojej historii.

Niemcy zrywają z narzuconym im pacyfizmem i mówią z dumą o swojej historii

– Każdy kraj ma swoich wojennych bohaterów. Ma ich Polska, ma ich Wielka Brytania. Niemcy po prostu wracają do normalności – powiedział „Rz” dr Christopher Clark, znany historyk z Uniwersytetu w Cambridge, autor monografii Prus „Żelazne królestwo”. Według pierwsza i druga wojna światowa różniły się w swojej istocie.

– W latach 1939 – 1945 walczyliśmy z Trzecią Rzeszą, ponurą, zbrodniczą dyktaturą. Pierwsza wojna światowa była zaś wojną pomiędzy normalnymi państwami. Większość Brytyjczyków nie miałaby nic przeciwko gloryfikowaniu Czerwonego Barona – podkreślił dr Clark. – Rozumiem jednak, że w Polsce, która jest krajem najbardziej poszkodowanym przez Trzecią Rzeszę, sprawa ta może wywoływać niepokój – dodał.

Dzięki filmowi legenda von Richthofena znów odżyła. Tym bardziej że z piedestału zrzucony został inny as lotnictwa – Werner Mölders, którego imieniem nazywano bazy lotnicze. Kilka lat temu został skreślony z listy zasłużonych dla tradycji niemieckiej wojskowości, był bowiem członkiem słynnego Legionu Condor. Armia długo broniła swego bohatera. Tak jak wcześniej marszałka Erwina Rommla czy generałów Adolfa Heusingera i Augusta von Mackensena. „W Bundeswehrze jest wie-lu tradycjonalistów propagujących wizerunek żołnierza, który – wysłany w różne części świata – nie zadaje pytań o polityczny sens akcji” – pisał Martin Kutz, emerytowany naukowiec z Akademii Bundeswehry.

O von Richthofenie nie zapomniano jednak w Świdnicy, gdzie mieszkał w dzieciństwie. W ogrodzie domu jego rodziców przy ul. Sikorskiego 19 stanął kamień pamiątkowy i tablice informujące o losach najsłynniejszego pilota I wojny światowej.

RZ: Czy Niemcom brakuje wzorców do naśladowania?

prof. Ernst Nolte: Każdy naród potrzebuje bohaterów. W najnowszej niemieckiej historii trudno ich znaleźć. Większość postaci nie nadaje się do tej roli, chociaż mają na koncie wiele sukcesów militarnych. Żaden z hitlerowskich ofice- rów nie może dziś przecież służyć za wzór. Takich bohaterów nie potrzebujemy. Jednocześnie nie wolno nam o nich zapomnieć. Byłoby to równoznaczne z zapomnieniem olbrzymiej części naszej historii. Musimy znaleźć drogę pośrednią. Pozostają nam więc bohaterowie niezwiązani ze zbrodniami na- rodowego socjalizmu i z drugą wojną światową.

Takim pozytywnym bohaterem jest Czerwony Baron?

Dlaczego nie. Manfred von Richthofen miał wszystkie cechy predestynujące go do roli pozytywnego niemieckiego bohatera – rycerskość, honor oficerski i odwagę. Walczył w pierwszej wojnie światowej, więc nie jest obciążony zbrodniami hitlerowskimi. Powstanie filmu fabularnego na jego temat pozwala na ponowne odkrycie rozdziału naszej historii, który nie tyle został zapomniany, ile zwyczajnie zepchnięty na boczny tor.

Niemieccy bohaterowie wojenni, żądania powrotu Żelaznego Krzyża. To pana nie niepokoi?

Ależ skąd. Żołnierze Bundeswehry mają prawo do odznaczenia za bohaterstwo. Nie powinien to oczywiście być Żelazny Krzyż. Z tego samego powodu, dla którego hitlerowcy nie stanowią wzorów do naśladowania. Nie można jednak odmówić narodowi prawa do odznaczania swoich żołnierzy, tak jak robią to inne narody. Jeśli chodzi o samych bohaterów, to chciałbym zwrócić uwagę na to, że feldmarszałek Erwin Rommel w Wielkiej Brytanii już od ponad 30 lat uchodzi za bohatera. Nakręcili o nim wiele filmów. Brytyjczycy podziwiają też von Richthofena.

W rozliczeniach z historią nie można się skupiać wyłącznie na tym co negatywne, na zbrodniach i winie.

W Niemczech powstały dziesiątki filmów historycznych. Wiele przedstawia Niemców w roli ofiar.

To część procesu rozliczania historii. Ucieczki i wypędzenia, utrata ojczyzny, śmierć tysiąca niewinnych ludzi na pokładzie „Gustloffa”. Historia nie zna tematów tabu. Nie jest to żaden rewizjonizm historyczny, nie doprowadzi do odżycia narodowego socjalizmu w Niemczech. Polacy nie mają powodów do obaw.

rozmawiała Aleksandra Rybińska

Oficjalna strona filmu o asie lotnictwa

www.redbaron-themovie.com

Manfred von Richthofen

Czerwony Baron – jak nazwali go Anglicy z powodu barw jego samolotu – strącił 80 maszyn nieprzyjaciela. Był postrachem RAF, które wyznaczyły za jego zestrzelenie niebotyczną nagrodę 5 tys. ówczesnych funtów. Zginął w kwietniu 1918 r. we Francji. Był legendą za życia, a po śmierci stał się obiektem kultu. Szwadron, którym dowo- dził, przejął Hermann Göring, później dowódca hitlerowskiego lotnictwa. W publikacjach podkreśla się rycerskość barona. Gdy podczas jednej z po- tyczek pilotowi angielskiej maszyny zaciął się karabin, miał przerwać ostrzał i zmusić go do lądowania, by uścisnąć mu dłoń. Z przekazów kolegów Richthofena wyłania się inny obraz. „Zależało mu, by samolot przeciwnika stanął w płomieniach. Tylko takie zwycięstwo się dla niego liczyło” – pisał jeden z nich.

Manfred von Richthofen znów zasiadł za sterami trójpłatowego fokkera. Tym razem na ekranie (zrealizowany za 18 mln euro film „Der Rote Baron” wchodzi właśnie na ekrany niemieckich kin). Strzela do brytyjskich maszyn jak w czasach I wojny światowej i ma być dowodem, że w niemieckiej tradycji wojennej nie brak bohaterów pozytywnych. Nie jest ich jednak wielu.

Niedosyt odczuwa nie tylko Luftwaffe, ale cała niemiecka armia, której 7 tysięcy żołnierzy pełni dziś służbę na kilku kontynentach. Nie ma czym honorować ich męstwa, stąd pomysł wskrzeszenia Żelaznego Krzyża, którym odznaczano niemieckich żołnierzy m.in. podczas II wojny światowej, także zbrodniarzy wojennych.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1183
Świat
Trump podarował Putinowi czas potrzebny na froncie
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1182
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181
Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński