Z tego artykułu się dowiesz:
- W jaki sposób Guillermo del Toro interpretuje postać Frankensteina w swoim filmie?
- Jakie znaczenie ma relacja ojciec-syn w nowej adaptacji „Frankensteina”?
- Czym różni się podejście Yorgosa Lanthimosa do tematyki zagrożeń poprzez potwory w jego filmie?
- Jak współczesne adaptacje klasycznych postaci filmowych odzwierciedlają współczesne zagrożenia społeczne?
Guillermo del Toro kocha potwory. Ale też pozwala im rozkwitać. Nie uosabia ich zwykle ze złem, raczej pokazuje samotność, tragedię. Po „Labiryncie Fauna”, a przede wszystkim pięknym „Kształcie wody”, który zresztą tutaj, w Wenecji, został nagrodzony Złotym Lwem, a niedługo potem, w 2018 roku, zdobył Oscara dla najlepszego filmu roku – przyszła kolej na „Frankensteina”.
Del Toro twierdzi, że jako siedmiolatek zobaczył film Jamesa Whale’a z 1931 roku o stworzonym przez Victora Frankensteina monstrum. Miał 11 lat, gdy przeczytał książkę Mary Shelley z 1810 roku.
– Wychowałem się w ultrakatolickim świecie, gdzie wszystko było czarno-białe. Byłeś półaniołkiem albo uosobieniem zła. A nagle zrozumiałem, że nie trzeba być perfekcyjnym, że inność też ma swoją wartość – mówi reżyser i przyznaje, że o filmie o Frankensteinie myślał od blisko czterdziestu lat.