„Rzeczpospolita”: Liberalny porządek świata odchodzi w przeszłość, to już chyba jasne. Ale co powstanie na jego miejscu?
Iwan Krastew: Tego jeszcze nie wiemy. I długo wiedzieć nie będziemy. Bo to nie jest tak, że jakiś globalny architekt zaczął kreślić plany przyszłego porządku. Raczej wszyscy starają się dostosować do chaosu, w jakim się znajdujemy. Europa jest tu w sytuacji szczególnej. Powodziło jej się całkiem nieźle w dotychczasowym układzie, gdy pod osłoną Ameryki korzystała na wolnym handlu. Stara się więc obronić tyle, ile się da z tego, co było. Ale inni, w szczególności potęgi średniego kalibru, jak Turcja, Brazylia czy Arabia Saudyjska, odwrotnie: próbują rozpychać się w tym nowym świecie. Innym problemem dla Europy jest to, że do tej pory to ona narzucała swój model innym.
A Ameryka nie?
Donald Trump nie tylko zmienia wystrój Białego Domu. On zmienia także sposób, w jaki myślą Amerykanie. Dla niego Wenezuela jest ważniejsza od Ukrainy. Bo to z Ameryki Łacińskiej bierze się wiele problemów dzisiejszych Stanów: nielegalna imigracja, przemyt narkotyków. Jest też oczywiście Pacyfik i walka z Chinami o utrzymanie nad nim hegemonii. Przede wszystkim jednak Trump jest przekonany, że USA przegrywały na systemie zrodzonym po zakończeniu zimnej wojny, były wykorzystywane. To jest uproszczenie, bo jako główny gwarant dotychczasowego układu Amerykanie wiele na nim korzystali. Ale prawdą jest też to, że stopniowo Chińczycy stali się tego układu wielkim beneficjentem. Można zastanawiać się, czy decyzja o przyjęciu ChRL do WTO była słuszna. Ale jednocześnie Ameryka odnosiła ogromne korzyści, choćby z tego, że dolar pozostawał walutą rezerwową świata.
Dlaczego Trump chce zatem z tego wszystkiego się wycofać?
Punktem wyjścia jego rozumowania jest ocena, że Ameryka jest potęgą schodzącą. Oczywiście, Stany nie są już tak silne jak w latach 50. czy 90. XX w. Ale to jest naturalny proces, jak w życiu człowieka: czujemy się lepiej, gdy mamy 30 lat, niż gdy ich mamy 70. Czy na nowym układzie, który powstanie, Amerykanie zyskają więcej? Stali się największym niszczycielem starego porządku, ale nie zawsze wychodzi im to dobrze. Chiny grają bardzo twardo. W sprawie kontroli nad metalami ziem rzadkich wręcz ograły Stany. USA przeżywają wielki kryzys społeczny. Trump przekonał Amerykanów, że jego przyczyna leży w nadmiernym zaangażowaniu w rozwiązywanie spraw światowych, a nie krajowych. Zobaczymy, czy swoich wyborców zawiedzie, czy nie.
Ujawnione przez Bloomberga nagrania negocjacji z Rosjanami wysłannika Trumpa Steve'a Witkoffa muszą budzić zgrozę. Jeżeli tacy ludzie mają ten nowy porządek budować, to ja dziękuję…
Witkoff nie jest człowiekiem przypadkowym. Trump jest przekonany, że najtrudniejsze konflikty na świecie może rozwiązać ktoś, kto nie ma o nich pojęcia. Taka figura, która nie będzie zagłębiać się w szczegóły, sekwencje zdarzeń, tylko nakreśli proste warunki zawieszenia broni. A to może przekształcić się w trwały pokój. Atutem Witkoffa jest dostęp do Trumpa. Rozumieją się. Ale ten układ ma też dla prezydenta dodatkową korzyść: w każdej chwili może się od niego odciąć, bo nie są w to włączone struktury państwa. Putin się zresztą do tego dostosował, kreując własnego Witkoffa: Kiriła Dimitriewa. On też nie jest znawcą Ukrainy, nie jest ulokowany w strukturach reżimu. Siergiej Ławrow i Jurij Uszakow go nienawidzą.