– Unia Europejska podkreśla poparcie dla integralności terytorialnej Gruzji w ramach granic uznanych przez wspólnotę międzynarodową – stwierdził Dmitrij Rupel, szef dyplomacji Słowenii, stojącej na czele UE w tym półroczu. Razem z nim do Tbilisi przyjechali polski minister Radosław Sikorski, Carl Bildt ze Szwecji, Petras Vaitiekunas z Litwy i Maris Riekstins z Łotwy.
Jeszcze przed wylotem do Tbilisi szef szwedzkiej dyplomacji nie ukrywał, że poparcie dla Gruzji będzie miało swoją cenę. – Chcemy powiedzieć władzom w Tbilisi, że standardy w nadchodzących wyborach muszą być przestrzegane – mówił Bildt. Unia miała wcześniej wiele zastrzeżeń do prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego za to, że w zeszłym roku po protestach opozycji wprowadził stan wyjątkowy.
Saakaszwili od kilku tygodni zabiega o pomoc Unii w konflikcie z Rosją. Deklaracja NATO, że przyszłość Ukrainy i Gruzji leży w strukturach sojuszu, wywołała wściekłość na Kremlu. Rosja, która uznaje oba kraje za swoją strefę wpływów, ogłosiła, że będzie wspierać zbuntowane gruzińskie republiki – Abchazję i Osetię Południową. Kilka dni później zwiększyła swój kontyngent wojskowy w Abchazji, stacjonujący tam jako siły rozjemcze od czasu zakończenia wojny między separatystami a rządem w Tbilisi.
Zaniepokojenie sytuacją na Kaukazie wyrazili wczoraj prezydenci Litwy i Ukrainy. – Wzywamy Rosję, by zmieniła decyzję w sprawie Abchazji i Osetii Południowej, które są integralną częścią Gruzji – mówili Wiktor Juszczenko i Valdas Adamkus podczas spotkania w Wilnie.
Jednak pierwszym krajem, który udzielił gruzińskim władzom zdecydowanego wsparcia, była Polska. W połowie kwietnia prezydent Lech Kaczyński wydał ostre oświadczenie w obronie Gruzji i wysłał do Tbilisi swoich przedstawicieli. Natomiast Unia, mimo pogarszającej się sytuacji, nie śpieszyła się z podejmowaniem działań.