Reklama
Rozwiń
Reklama

Gruzja to nie Mołdawia. Zachód przegrał tam już z Rosją

Barykady po protestach w Tbilisi sprzątnięto, ogień ugaszono, kostkę brukową umyto. Gruzji, pod rządami oligarchy Bidziny Iwaniszwilego, coraz bliżej do Chin i Rosji.

Publikacja: 08.10.2025 04:40

Zwolenniczka opozycji w czasie protestu w dniu wyborów lokalnych w Tbilisi

Zwolenniczka opozycji w czasie protestu w dniu wyborów lokalnych w Tbilisi

Foto: REUTERS/Irakli Gedenidze

Była prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili relacjonowała w sobotę, że aleją Rustawelego w Tbilisi przeszło 80–100 tys. ludzi, którzy protestowali przeciwko rządom Gruzińskiego Marzenia w dniu samorządowych wyborów parlamentarnych. Część protestujących próbowała nawet wedrzeć się do siedziby prezydenta (bardzo niewiele znaczącego w tamtejszym systemie politycznym). Bezskutecznie. W ruch poszły armatki wodne i gaz łzawiący. W niedzielę pojawili się już tylko nieliczni protestujący z gruzińskimi i unijnymi flagami. Już w poniedziałek służby sprzątające zmywały  z chodników popiół po płonących barykadach.

Najwyraźniej rządząca od trzynastu lat Gruzją ekipa, sterowana z tylnego fotela przez miliardera Bidzinę Iwaniszwilego, odrobiła już wiele lekcji z tłumienia rewolucji w zarodku. Premier kraju Irakli Kobachidze dumnie oświadczył, że władze udaremniły „piątą próbę obalenia rządu” i organizacji „majdanu”. Władze gruzińskie już nie kryją swojego negatywnego nastawienia do Zachodu i walczącej czwarty rok z Rosją Ukrainy. Nie przestają też przekonywać rodaków, że prozachodnia opozycja dąży do „wciągnięcia kraju do wojny”. I znaczna część społeczeństwa milcząco akceptuje taką narrację.

Kolejne wybory w Gruzji wygrywa partia władzy. Opozycja podzielona

– Opozycji trudno zmobilizować zwolenników do masowych protestów w Gruzji, bo większość ludzi obawia się odwetu ze strony władzy. Część prozachodnio nastawionych Gruzinów straciła już wiarę w to, że protesty doprowadzą do jakichkolwiek zmian w kraju. W ostatnich latach były liczniejsze manifestacje w Tbilisi, z których nic nie wynikało – tłumaczy „Rzeczpospolitej” panujące w gruzińskim społeczeństwie nastroje Wojciech Wojtasiewicz, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych ds. Kaukazu Południowego. Jak twierdzi, opozycji brakuje jedności i charyzmatycznego lidera.

Przeciwnicy Gruzińskiego Marzenia nie potrafili dojść do porozumienia nawet w sprawie bojkotu sobotnich wyborów samorządowych. Mimo że wszystkie partie opozycyjne nie uznały wyniku ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych (a później i wyborów prezydenckich) i nie przyjęły mandatów. Wyłamały się z tego grona partia Silna Gruzja–Lelo (otrzymała 6,7 proc. głosów) oraz ugrupowanie Dla Gruzji byłego premiera Gieorgiego Gacharii (zdobyło 3,7 proc.), które jednak wystawiły swoich kandydatów w wyborach samorządowych. Poza kompromitacją niewiele to zmieniło, bo we wszystkich najważniejszych miastach kraju będą rządzili przedstawiciele Gruzińskiego Marzenia (otrzymało 81,7 proc. głosów).

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Saakaszwili: Putin to mój główny wróg

Wygląda na to, że gruzińskim  władzom brak opozycji nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – dążą do jej całkowitej eliminacji. Organizatorów sobotnich protestów zatrzymano i postawiono zarzuty. Władze zapowiedziały też delegalizację założonego niegdyś przez byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego (od 2021 r. przebywa w areszcie) Zjednoczonego Ruchu Narodowego – największej opozycyjnej partii w kraju. Tym samym kraj powędrował od prozachodniej liberalnej demokracji w kierunku autorytarnego ustroju na wzór rosyjski czy chiński.

Wielu Gruzinów układa życie na nowo za granicą, również w UE (do której nie potrzebują wizy). Z danych tamtejszej służby migracyjnej wynika, że w latach 2014–2023 z kraju bezpowrotnie wyjechało ponad 260 tys. osób. Liczba ludności kraju skurczyła się z ponad 4,3 mln w 2002 r. do 3,6 mln w 2024 r.

Gruzja wspierana przez Rosję, Chiny i kraje arabskie

Czy turbulencje polityczne kraju, który niegdyś stawiał na integrację z Unią Europejską i NATO, przekładają się na sytuację gospodarczą? Z ubiegłorocznych danych Banku Światowego dotyczących PKB per capita z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej (PPP) wynika, że poziom życia w Gruzji był znacznie lepszy niż w sąsiedniej Armenii czy nawet w bogatym w złoża ropy naftowej Azerbejdżanie. Gruzja pod tym względem pozostawia daleko w tyle Ukrainę, Mołdawię i większość państw dawnego Związku Radzieckiego (ustępuje jedynie Rosji Putina i Białorusi Łukaszenki oraz republikom bałtyckim).

Sytuacja gospodarcza Gruzji jest relatywnie dobra. Formalnie jest wysoki wzrost PKB. Władze w Tbilisi rekompensują dotychczasową pomoc z Unii Europejskiej czy USA inwestycjami rosyjskimi, chińskimi i arabskimi.

Wojciech Wojtasiewicz, analityk ds. Kaukazu Południowego w PISM.

– Sytuacja gospodarcza Gruzji jest relatywnie dobra. Formalnie wzrost PKB  jest wysoki. Władze w Tbilisi rekompensują dotychczasową pomoc z Unii Europejskiej czy USA inwestycjami rosyjskimi, chińskimi i arabskimi – wskazuje Wojtasiewicz.

Reklama
Reklama

Chińczycy w Gruzji są obecnie zaangażowani w realizację najważniejszych projektów infrastrukturalnych. Drążą tunele w skałach i budują mosty w ramach budowy autostrady „Północ–Południe”. Firma należąca do Komunistycznej Partii Chin ma też budować port głębinowy w Anaklii. Będzie to największa inwestycja w historii państwa gruzińskiego, niezwykle ważna dla Pekinu w kontekście Korytarza Środkowego prowadzącego z Chin do Europy. Nie jest tajemnicą, że z tej infrastruktury może skorzystać w przyszłości Rosja, z którą wymiana handlowa Gruzji ciągle rośnie, mimo że kraje (od wojny w 2008 r.) oficjalnie nie mają stosunków dyplomatycznych.

Czytaj więcej

Liderzy opozycji trafiają za kratki. Gruzja poszła drogą Białorusi

Rząd gruziński szuka też przyjaciół w krajach arabskich. Wiosną władze w Tbilisi podpisały porozumienie inwestycyjne ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi warte ponad 6 mld dol. W ramach porozumienia mają powstać luksusowe nieruchomości w okolicy Tbilisi i Batumi. Sytuacja gospodarcza kraju nie zmusza obecnie Gruzinów do masowych i długotrwałych protestów czy strajków. Przeciwnicy Gruzińskiego Marzenia muszą zmotywować rodaków do obrony demokracji i wolności obywatelskich, zanim kraj definitywnie dołączy do postsowieckiego klubu autorytarnych państw.

Była prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili relacjonowała w sobotę, że aleją Rustawelego w Tbilisi przeszło 80–100 tys. ludzi, którzy protestowali przeciwko rządom Gruzińskiego Marzenia w dniu samorządowych wyborów parlamentarnych. Część protestujących próbowała nawet wedrzeć się do siedziby prezydenta (bardzo niewiele znaczącego w tamtejszym systemie politycznym). Bezskutecznie. W ruch poszły armatki wodne i gaz łzawiący. W niedzielę pojawili się już tylko nieliczni protestujący z gruzińskimi i unijnymi flagami. Już w poniedziałek służby sprzątające zmywały  z chodników popiół po płonących barykadach.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Polityka
Kijowski ekspert o planie Trumpa: Prowadzi do kapitulacji Ukrainy
Polityka
Amerykanie zostaną, aby chronić biznes z Putinem? Dlaczego doszło do sabotażu?
Polityka
Jak arystokracja Władimira Putina rządzi Rosją
Polityka
Turcja skazana na Erdogana. Makiawelistyczny plan na wieczne rządzenie
Materiał Promocyjny
Jak budować strategię cyberodporności
Polityka
Czy 50 lat po śmierci Francisco Franco Hiszpania wróci do dziedzictwa dyktatora?
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama