Była prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili relacjonowała w sobotę, że aleją Rustawelego w Tbilisi przeszło 80–100 tys. ludzi, którzy protestowali przeciwko rządom Gruzińskiego Marzenia w dniu samorządowych wyborów parlamentarnych. Część protestujących próbowała nawet wedrzeć się do siedziby prezydenta (bardzo niewiele znaczącego w tamtejszym systemie politycznym). Bezskutecznie. W ruch poszły armatki wodne i gaz łzawiący. W niedzielę pojawili się już tylko nieliczni protestujący z gruzińskimi i unijnymi flagami. Już w poniedziałek służby sprzątające zmywały z chodników popiół po płonących barykadach.
Najwyraźniej rządząca od trzynastu lat Gruzją ekipa, sterowana z tylnego fotela przez miliardera Bidzinę Iwaniszwilego, odrobiła już wiele lekcji z tłumienia rewolucji w zarodku. Premier kraju Irakli Kobachidze dumnie oświadczył, że władze udaremniły „piątą próbę obalenia rządu” i organizacji „majdanu”. Władze gruzińskie już nie kryją swojego negatywnego nastawienia do Zachodu i walczącej czwarty rok z Rosją Ukrainy. Nie przestają też przekonywać rodaków, że prozachodnia opozycja dąży do „wciągnięcia kraju do wojny”. I znaczna część społeczeństwa milcząco akceptuje taką narrację.
Kolejne wybory w Gruzji wygrywa partia władzy. Opozycja podzielona
– Opozycji trudno zmobilizować zwolenników do masowych protestów w Gruzji, bo większość ludzi obawia się odwetu ze strony władzy. Część prozachodnio nastawionych Gruzinów straciła już wiarę w to, że protesty doprowadzą do jakichkolwiek zmian w kraju. W ostatnich latach były liczniejsze manifestacje w Tbilisi, z których nic nie wynikało – tłumaczy „Rzeczpospolitej” panujące w gruzińskim społeczeństwie nastroje Wojciech Wojtasiewicz, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych ds. Kaukazu Południowego. Jak twierdzi, opozycji brakuje jedności i charyzmatycznego lidera.
Przeciwnicy Gruzińskiego Marzenia nie potrafili dojść do porozumienia nawet w sprawie bojkotu sobotnich wyborów samorządowych. Mimo że wszystkie partie opozycyjne nie uznały wyniku ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych (a później i wyborów prezydenckich) i nie przyjęły mandatów. Wyłamały się z tego grona partia Silna Gruzja–Lelo (otrzymała 6,7 proc. głosów) oraz ugrupowanie Dla Gruzji byłego premiera Gieorgiego Gacharii (zdobyło 3,7 proc.), które jednak wystawiły swoich kandydatów w wyborach samorządowych. Poza kompromitacją niewiele to zmieniło, bo we wszystkich najważniejszych miastach kraju będą rządzili przedstawiciele Gruzińskiego Marzenia (otrzymało 81,7 proc. głosów).