W lipcu 2011 roku Polska przejmie na sześć miesięcy przewodzenie posiedzeniom Rady UE. Jednocześnie jesienią 2011 roku mają się odbyć wybory parlamentarne. Eksperci twierdzą, że w trakcie prezydencji niedopuszczalna jest zmiana władzy w kraju. Nasi politycy muszą bowiem być wcześniej przygotowani do pracy w UE. Będą m.in. przewodniczyć posiedzeniom rad w Unii. Trzeba też przeszkolić ok. 400 urzędników. Dlatego MSZ od miesięcy się głowi, jak rozwiązać problem, a jedynym wyjściem wydają się przyspieszone wybory.
Jednak Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu, powiedział wczoraj dziennikarzom, że zaproponował politykom rządu, aby Polska zamieniła się terminami prezydencji z Węgrami. Oni mają przejąć przewodzenie przed nami, czyli w pierwszej połowie 2011 roku.
Eksperci podważają realność takiego pomysłu. – To niemożliwe ze względu na co najmniej dwie sprawy: po pierwsze, musielibyśmy dużo wcześniej być gotowi z programem prezydencji, a po drugie, zaburzałoby to całą logikę przydzielania prezydencji, która oparta jest na tzw. trójkach krajów członkowskich – mówi Krzysztof Szczerski, były wiceminister w UKIE. Polska jako duży kraj jest w trójce z Danią i Cyprem. Gdybyśmy się zamienili, weszlibyśmy do trójki z Hiszpanią, drugim dużym krajem. Sceptyczny jest też Jarosław Pietras, były szef UKIE. – Jestem przeciwny wszelkim ruchom w skali międzynarodowej dyktowanym przez sprawy wewnętrzne – ocenia.