Dymisji premiera domagały się dwie największe partie koalicyjne – współrządząca Partia Ludowa (TP) oraz Unia Zielonych i Związku Rolników (ZZS). W piątek otwarcie wysunęły żądania. Godmanis odpowiedział w ciągu kilku godzin – poszedł do prezydenta i złożył rezygnację. Ten przyjął ją natychmiast. – Utraciłem do niego zaufanie już tydzień temu, gdy odmówił zmniejszenia liczby ministerstw – mówił dziennikarzom Valdis Zatlers. Pod koniec stycznia w podobnej niesławie odszedł premier Islandii Geir Haarde.
Łotysze już dawno stracili zaufanie do rządu. – To nie był popularny gabinet. Większość ministrów – głównie finansów, rolnictwa i zdrowia – była źle oceniana. Godmanis nie potrafił ich motywować. Nie potrafił zrobić nic, by zwalczyć kryzys – mówi „Rz” łotewska politolog Daina Bara.
W styczniu tysiące ludzi wyszły na ulice. Doszło do największych od 1991 roku demonstracji. Policja musiała użyć gazu łzawiącego. Ponad sto osób trafiło do aresztu, a kilka zostało rannych. – Rozwiązać parlament! – skandowali Łotysze. Opozycja domagała się rozpisania przedterminowych wyborów.
– Jesteśmy przekonani, że w obecnej sytuacji gospodarczej potrzebujemy nowego rządu, który będzie miał większe poparcie parlamentu i społeczeństwa – mówił w piątek Mareks Seglins, lider Partii Ludowej.
Gdy kraj – który jeszcze niedawno cieszył się z dużego dobrobytu, a jego gospodarka rozwijała się najszybciej w UE – nagle zaczął osuwać się w przepaść, rząd uspokajał, że „wszystko jest ok” (tak mówił minister finansów). Nie reagował, gdy setki Łotyszy podpisały się pod apelem do rosyjskiego oligarchy Romana Abramowicza, by za 10 miliardów dolarów kupił Łotwę. Uspokajał też, gdy musiał szukać pomocy międzynarodowych instytucji – w ubiegłym roku Łotwa wzięła 7,5 miliarda euro pożyczki od Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej.