Lider organizacji parającej się w latach 60. i 70. napadami na banki, zamachami i porwaniami (spędził 14 lat w więzieniu), podziwiający przywódcę radykalnej lewicy prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza, zapewniał, że będzie się wzorował na umiarkowanej Brazylii Luiza Inacia Luli da Silvy.
To już drugi (po sandiniście Danielu Ortedze w Nikaragui) eksrewolucjonista wybrany w Ameryce Łacińskiej na prezydenta. Jednak zmiana władzy w stabilnym Urugwaju, który świetnie sobie radzi z kryzysem (spadło bezrobocie i wskaźnik ubóstwa), nie budziła takich emocji jak odbywające się również w niedzielę wybory w Hondurasie.
Jedni widzieli w nich szansę na zakończenie konfliktu trwającego od 28 czerwca, gdy wojsko obaliło lewicowego prezydenta Manuela Zelayę. Inni uznają wybory za nielegalne i nie zamierzają ułatwiać życia zwycięzcy – politykowi prawicy Porfirio Lobo.
Podziały doskonale było widać wczoraj na szczycie iberoamerykańskim w Portugalii. Argentyna, Boliwia, Brazylia, Ekwador, Gwatemala, Hiszpania, Kuba, Paragwaj, Salwador, Wenezuela żądały potępienia puczu i przywrócenia Zelai. Kostaryka, Panama i Peru były gotowe uznać wyniki wyborów.