Krzysztof Urbański wraca ze świata do Filharmonii Narodowej

Ta propozycja była jak zaproszenie do drużyny narodowej. Tego się nie odmawia – mówi Krzysztof Urbański, nowy dyrektor artystyczny i najmłodszy w historii Filharmonii Narodowej.

Publikacja: 22.05.2025 05:11

Krzysztof Urbański

Krzysztof Urbański

Foto: Ugo Ponte

Znudziło się panu ciągłe podróżowanie?

Miałem równocześnie cztery orkiestry na trzech kontynentach. I taki tryb życia, ciągle w podróży, w różnych strefach czasowych, okazał się zbyt męczący. Kilka lat temu postanowiliśmy z żoną stworzyć naszą bazę w Europie. Obecnie decydujemy się na tylko jedną podróż międzykontynentalną w sezonie. Mieszkamy we Włoszech i w Polsce, więc wszędzie jest blisko. W Lugano jestem pierwszym dyrygentem gościnnym, w Bernie – szefem dyrygentem, i – co cieszy mnie niezmiernie – wróciłem do Filharmonii Narodowej.

Ile więc czasu w sezonie poświęci pan Filharmonii Narodowej?

Kontrakt zobowiązuje mnie, bym od września 2025 dyrygował nie mniej niż siedmioma programami abonamentowymi w sezonie. W najbliższym będzie ich osiem, oprócz tego mamy zaplanowane koncerty w innych polskich miastach, tournée w Anglii, projekty nagraniowe.

Zespoły Filharmonii Narodowej z dyrektorem Krzysztofem Urbańskim

Filharmonia Narodowa

Zespoły Filharmonii Narodowej z dyrektorem Krzysztofem Urbańskim

Foto: Grzesiek Mart

Minęła już epoka, gdy dyrygenci pracowali latami z jednym zespołem, dziś trzeba pokazywać się w różnych miejscach, ale każda orkiestra chyba nadal wymaga stałej opieki.

Obecnie łączę obowiązki szefa trzech zespołów z występami gościnnymi z wieloma zaprzyjaźnionymi orkiestrami. Orkiestra i chór Filharmonii Narodowej zajmują jednak szczególne miejsce w moim sercu. W tym sezonie nie mogę być obecny na estradzie z zespołami FN, ale kiedy tylko jest możliwość, przylatuję posłuchać ich koncertów lub prób. Jestem w stałym kontakcie ze współpracownikami. Poznaję instytucję od środka, analizuję problemy i szukam rozwiązań, które poprawią komfort pracy naszych artystów i jakość odbioru koncertów przez publiczność. W przyszłym sezonie chciałbym już skupić się na muzyce.

Orkiestra Filharmonii Narodowej bardzo się zmieniła, gdy pana nie było?

Jak każda orkiestra – zmienia się i ewoluuje. Wpływ na to ma wizja aktualnego dyrektora artystycznego, zmiany personalne, wewnętrzna atmosfera. Zawsze ceniłem jej charakterystyczne, ciemne brzmienie, świetnie pasujące na przykład do muzyki późnego romantyzmu. Zauważam jednak pole do tego, żeby wyznaczać nowe cele i kierunki. Nie zmieniła się natomiast akustyka naszej sali. Po latach doświadczeń w innych salach koncertowych na świecie patrzę na nią z innej perspektywy. Dostrzegam pewne niedoskonałości i dlatego szukamy sposobów, jak ją poprawić.

Na początku mojej muzycznej przygody postrzegałem rolę dyrygenta jako przywódcy, którego wolę orkiestra powinna realizować. Tymczasem muzyka jest po to, by dzielić się emocjami

Krzysztof Urbański

Czy w globalnym świecie nadal istnieją różnice w podejściu orkiestr do pracy i w relacjach z dyrygentami?

Tak, bo wszystkie są osadzone w jakiejś kulturze. Etyka pracy i podejście do niej w Japonii są inne niż w Ameryce czy w Europie. W USA nauczyłem się efektywności pracy, rozwiązywania problemów, wysłuchiwania wszystkich stron, a także tego, jak ważna jest dobra komunikacja i poczucie, że instytucja to jedna drużyna. W Norwegii zrozumiałem, że filharmonia – muzycy, ale i cały personel – to ludzie bardzo kreatywni, jednostki, które potrafią inspirować także na estradzie. To zmieniło moje podejście do roli dyrygenta. W Japonii odkryłem, że instytucja powinna być dobrze skonstruowanym mechanizmem, a wszyscy muszą rozumieć, za co są odpowiedzialni, zaś dyrektor nie jest ważniejszy od jakiegokolwiek innego pracownika – po prostu ma swoje zadania i obowiązki. W Niemczech nauczono mnie, że na końcu najważniejsza jest muzyka. Myślę, że synteza zdobytych doświadczeń przyda mi się w Filharmonii Narodowej.

Czytaj więcej

Nie żyje Jadwiga Rappé. Muzyka nie miała dla niej tajemnic

Pana profesor, Antoni Wit, opowiadał mi, że wskazówkę, iż w dyrygowaniu najważniejsza jest muzyka, usłyszał w młodości od wielkiego Herberta von Karajana. Musiało upłynąć dużo lat, nim zrozumiał, o co mu chodziło.

Młody dyrygent skupia się na tym, żeby dobrze się zaprezentować, wykorzystać muzykę do ukazania jakiejś wersji siebie. To są błędy młodości, przez które chyba każdy musi przejść.

Przyzwyczaił się pan do faktu, że jest najmłodszym dyrektorem w historii Filharmonii Narodowej?

Wielokrotnie mi to już mówiono.

Ale czy jest w panu wciąż młodzieńcza pasja i zapał, czy też zaczyna dominować doświadczenie?

Myślę, że jest jedno i drugie. I muszę przyznać, że dopiero teraz odkrywam, jak satysfakcjonujące i przyjemne może być dyrygowanie.

Pan zawsze umiał nawiązać szybko kontakt z orkiestrą, nawet jeśli na początku dla wielu muzyków był pan w wieku ich synów.

Na samym początku mojej muzycznej przygody postrzegałem rolę dyrygenta jako przywódcy, którego wolę orkiestra powinna realizować. Tymczasem muzyka jest po to, by dzielić się emocjami. To rodzaj rozmowy, tylko bez słów. Kiedyś tego nie rozumiałem, a to ważne i ułatwia nawiązywanie muzycznych znajomości.

Jak takie podejście do muzyki może wpłynąć na sposób funkcjonowania Filharmonii Narodowej? Filharmonie zmieniają się dziś w świecie. Przestają być świątyniami, w których raz w tygodniu odbywa się dostojny koncert, żyją na co dzień.

To już się dzieje. Wraz z moim doradcą Michałem Sikorą wprowadzamy zmiany do serii koncertowych i dodajemy nowe formaty. Programujemy sezon tak, by był jak najbardziej atrakcyjny i różnorodny. Jako instytucja podlegająca Ministerstwu Kultury mamy szczególną misję, by promować tylko wartościową muzykę. Jednocześnie chcemy trafiać do jak najszerszej grupy odbiorców i otwierać się na nową publiczność.

Czytaj więcej

Kobieta będzie kierować Filharmonią Narodową

W Indianapolis wpadł pan na pomysł zaproszenia każdego chętnego do wzięcia udziału w wykonaniu „Krzesanego” Wojciecha Kilara.

Stworzyłem z tego okazję do wsparcia finansowego instytucji, bo w Stanach orkiestry muszą same się utrzymywać. Oprócz ośmioosobowej grupy perkusyjnej, co zaplanował kompozytor, postanowiłem uwzględnić też jego dopisek w partyturze, by w finale zastosować jak największą liczbę wszelkich instrumentów perkusyjnych. Za jedyne 500 dolarów można było otrzymać wyjątkową okazję wystąpienia z Indianapolis Symphony Orchestra. Nasz budżet powiększył się w ten sposób o kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Wszyscy byli niesamowicie przejęci, bo pierwszy raz uczestniczyli w próbach i koncertach profesjonalnej orkiestry. Od tej pory zawsze zapraszam gości specjalnych do „Krzesanego”, niekiedy jest to nagroda w konkursie zorganizowanym wcześniej w przedszkolach czy szkołach. W Tokio zapytano mnie, ile uczniów potrzebuję, a gdy odpowiedziałem, że jak najwięcej, na scenie pojawiło się 200 dzieciaków. I ten „Krzesany” był oszałamiający. Myślę, że Kilarowi bardzo by się spodobał.

U nas edukacja ciągle polega na tym, że dzieci mają usiąść w fotelach i słuchać. A filharmonia nie powinna ich onieśmielać.

Dzieci niesamowicie przeżywają takie wydarzenia. Filharmonii potrzebna jest jakość, ale też pracujemy nad tym, by była postrzegana jako instytucja inkluzywna, otwarta dla wszystkich. Chcemy przywrócić zarzucone koncerty czwartkowe z programem dla każdego. Filharmonia Narodowa ma wspaniałe tradycje i wielu wybitnych artystów kierowało nią przede mną. Chciałbym kontynuować to, co w niej było dobrego, a zmiany wprowadzać z szacunkiem dla tej tradycji.

Czytaj więcej

Ivo Pogorelić, bohater chopinowskiego skandalu, znowu wystąpił w Polsce

Czuje się pan wychowankiem Filharmonii Narodowej? Tu było pana pierwsze miejsce pracy.

To w ogóle była pierwsza profesjonalna orkiestra, którą dyrygowałem. Po moim z nią koncercie dyplomowym dyrektor Antoni Wit zaproponował mi posadę asystenta i przez dwa lata miałem okazję mnóstwo się nauczyć, także od kolegów z orkiestry. Tutaj tak naprawdę się wychowałem, a teraz po powrocie czuję się trochę jak w domu.

Kiedy otrzymał pan zaproszenie, by zostać dyrektorem artystycznym, nie wahał się pan ani godziny?

Potraktowałem to jako możliwość spłaty długu. A poza tym ta propozycja była jak zaproszenie do drużyny narodowej. Tego się nie odmawia.

Czy 40-letni Krzysztof Urbański będzie teraz promował młodych dyrygentów?

Będę promował talent – dyrygentów czy instrumentalistów. W zespołach FN widzę duży potencjał i moim zadaniem jest pokazać ten talent światu.

Znudziło się panu ciągłe podróżowanie?

Miałem równocześnie cztery orkiestry na trzech kontynentach. I taki tryb życia, ciągle w podróży, w różnych strefach czasowych, okazał się zbyt męczący. Kilka lat temu postanowiliśmy z żoną stworzyć naszą bazę w Europie. Obecnie decydujemy się na tylko jedną podróż międzykontynentalną w sezonie. Mieszkamy we Włoszech i w Polsce, więc wszędzie jest blisko. W Lugano jestem pierwszym dyrygentem gościnnym, w Bernie – szefem dyrygentem, i – co cieszy mnie niezmiernie – wróciłem do Filharmonii Narodowej.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Muzyka klasyczna
Nie żyje Jadwiga Rappé. Muzyka nie miała dla niej tajemnic
Muzyka klasyczna
Syn Jana Kiepury przyjechał do Polski z prezentem dla Opery Narodowej
muzyka
„Śpiewy historyczne” Niemcewicza. Historie śpiewane kiedyś w domach
Muzyka klasyczna
Kobieta będzie kierować Filharmonią Narodową
Muzyka klasyczna
NOSPR ma nowego dyrektora, w innych instytucjach poszukiwania trwają