Sobiepaństwo Barroso

Szef Komisji Europejskiej uczynił swego zaufanego ambasadorem w USA. Został nim Portugalczyk Joao Vale de Almeida

Publikacja: 23.02.2010 04:18

Joao Vale de Almeida

Joao Vale de Almeida

Foto: AP

– Mam wrażenie, że to jest ostatni tego typu przypadek – mówił wczoraj Radosław Sikorski. Uczestniczył w posiedzeniu unijnych ministrów spraw zagranicznych w Brukseli, którzy rozmawiali m.in. o decyzji Komisji Europejskiej wysłania do Waszyngtonu nowego unijnego ambasadora. Bez żadnej konsultacji z państwami członkowskimi do tej najważniejszej stolicy świata jedzie Joao Vale de Almeida, najbardziej zaufany współpracownik szefa KE Jose Barroso. I jak on – Portugalczyk.

Sprawa zbulwersowała dyplomatów z kilku powodów. W Waszyngtonie unijnym ambasadorem był wcześniej John Bruton, były irlandzki premier. Wydawało się, że następnym wysłannikiem powinien być człowiek o podobnym znaczeniu politycznym, a nie urzędnik, który całą swoją karierę zrobił w unijnych instytucjach, zawdzięczający ostatnie nominacje znajomości z szefem KE. Przez pięć lat de Almeida był szefem jego gabinetu, a w czerwcu 2009 roku Barroso mianował go szefem dyrekcji generalnej ds. stosunków zewnętrznych w KE. Nominacja została ogłoszona bez zapytania o zdanie państw członkowskich. Choć traktat lizboński, który Barroso tak ochoczo forsował, mówi wyraźnie, że wpływ na nominacje ambasadorów państwa członkowskie mieć muszą.

Oburzenie odważył się nieoficjalnie wyrazić tylko Carl Bildt, szef szwedzkiej dyplomacji, jeden z najbardziej doświadczonych polityków w tym gronie. – Decyzja podjęta przez Komisję wyraźnie obniża rangę naszej reprezentacji w Waszyngtonie. Obawiam się, że w obecnym czasie jest to zły sygnał – powiedział Szwed. To na jego wniosek odbyła się wczoraj dyskusja w tej sprawie. Bo sama Komisja Europejska uważa, że wszystko jest w porządku. Traktat lizboński co prawda obowiązuje, ale wewnętrzne zasady powoływania służby dyplomatycznej jeszcze nie. A że w Waszyngtonie jest wakat, to Barroso postanowił go szybko wykorzystać i postawić państwa członkowskie przed faktem dokonanym.

I okazało się, że jest w tym skuteczny. Bildt co prawda wyrażał wątpliwości, ale nominacji już nikt nie cofnie i nie będzie głośno krytykował. – Jest w naszym interesie, aby przedstawiciel UE w Waszyngtonie miał nasze wsparcie – powiedział Sikorski zapytany przez „Rz” o zdanie na temat tej nominacji.

Decyzja KE po raz kolejny stawia też pod znakiem zapytania niezależność Catherine Ashton, unijnej szefowej dyplomacji. Od początku krytykowano ją za to, że zbyt ulega wpływom Barroso, choć według traktatu lizbońskiego powinna reprezentować zarówno Komisję, jak i państwa członkowskie. Jej rzecznik próbował wczoraj ratować sytuację. – To pani Ashton zgłosiła kandydaturę Almeidy – mówił Lutz Güllner.

Sama Ashton zaproponowała też wczoraj, tym razem po konsultacji z ministrami państw członkowskich, kandydaturę specjalnego wysłannika UE w Afganistanie. Zostanie nim Vygaudas Ušackas, do niedawna szef MSZ Litwy. Na to samo miejsce Polska proponowała Andrzeja Ananicza, byłego wiceministra spraw zagranicznych. Sikorski jednak z godnością przyjął propozycję Ashton. Według Sikorskiego litewski kandydat ma istotną przewagę, był ministrem spraw zagranicznych. – A w Afganistanie potrzebujemy dziś odpowiedniej wagi politycznej – tłumaczył polski minister. Zapewniał jednak, że Ashton w prywatnej rozmowie doceniła kwalifikacje Ananicza i gotowa jest go rekomendować na inne ważne stanowisko w strukturach UE.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: [mail=a.slojewska@rp.pl]a.slojewska@rp.pl[/mail]

– Mam wrażenie, że to jest ostatni tego typu przypadek – mówił wczoraj Radosław Sikorski. Uczestniczył w posiedzeniu unijnych ministrów spraw zagranicznych w Brukseli, którzy rozmawiali m.in. o decyzji Komisji Europejskiej wysłania do Waszyngtonu nowego unijnego ambasadora. Bez żadnej konsultacji z państwami członkowskimi do tej najważniejszej stolicy świata jedzie Joao Vale de Almeida, najbardziej zaufany współpracownik szefa KE Jose Barroso. I jak on – Portugalczyk.

Sprawa zbulwersowała dyplomatów z kilku powodów. W Waszyngtonie unijnym ambasadorem był wcześniej John Bruton, były irlandzki premier. Wydawało się, że następnym wysłannikiem powinien być człowiek o podobnym znaczeniu politycznym, a nie urzędnik, który całą swoją karierę zrobił w unijnych instytucjach, zawdzięczający ostatnie nominacje znajomości z szefem KE. Przez pięć lat de Almeida był szefem jego gabinetu, a w czerwcu 2009 roku Barroso mianował go szefem dyrekcji generalnej ds. stosunków zewnętrznych w KE. Nominacja została ogłoszona bez zapytania o zdanie państw członkowskich. Choć traktat lizboński, który Barroso tak ochoczo forsował, mówi wyraźnie, że wpływ na nominacje ambasadorów państwa członkowskie mieć muszą.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021