Francuscy policjanci na granicy z Włochami kontrolują pociągi, a duńscy celnicy zaglądają do samochodów wjeżdżających od strony Niemiec. Nie tak miała wyglądać wolność podróżowania w strefie Schengen. Problemy z imigrantami i presja kampanii wyborczych zachęcają jednak kolejne kraje Europy do zaostrzania praktyk stosowanych na granicach.
– Zagrożona jest nie tylko strefa Schengen. Cała idea swobody przemieszczania się w UE staje pod znakiem zapytania – mówi "Rz" Yves Pascouau, ekspert European Policy Centre z Brukseli. Duńczycy twierdzą, że chcą kontrolować towary, ale faktycznie będą zaglądać w paszporty kierowców. A Holendrzy właśnie przygotowują propozycje, które umożliwią wydalanie Polaków i innych zagranicznych pracowników.
W Brukseli na nadzwyczajnej radzie zebrali się w czwartek ministrowie spraw wewnętrznych UE. Rozmawiali o francusko-włoskim liście, który zawierał apel o ułatwienia w przywracaniu kontroli na granicach wewnętrznych UE. Inicjatywa była efektem konfliktu wokół tunezyjskich imigrantów przybywających na włoską wyspę Lampedusa. Rząd w Rzymie, aby pozbyć się problemu, wydał im dokumenty podróżne umożliwiające przemieszczanie się w strefie Schengen.
Wsiedli więc do pociągów udających się do Francji, na co rząd w Paryżu zareagował wysłaniem policji. Kolejne niepokojące wydarzenie to decyzja rządu duńskiego o wprowadzeniu stałych kontroli celnych na południowej granicy. Formalnie – aby się bronić przed przemytem narkotyków i broni. Ale w duńskich mediach rządzące partie prawicowe przedstawiają inicjatywę jako instrument ochrony przed imigrantami.
– Wolny przepływ osób jest jednym z naszych największych osiągnięć i musimy go chronić – mówił po spotkaniu Sandor Pinter, minister węgierski, który przewodniczył obradom. Wtórował mu Jerzy Miller. – Wszyscy jak jeden mąż uznali, że brak kontroli granicznych w strefie Schengen to olbrzymia wartość – powiedział. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że francusko-włoska inicjatywa została poparta przez Danię i Austrię.