Korespondencja z Grodna
Wtorkowe posiedzenie toczącego się przy drzwiach zamkniętych sądu nad Andrzejem Poczobutem – oskarżonym o obrazę oraz zniesławienie Aleksandra Łukaszenki – trwało zaledwie godzinę. W tym czasie mowy końcowe zdążyli wygłosić adwokaci korespondenta „Gazety Wyborczej" i polskiego działacza społecznego.
– Potem sąd ogłosił tygodniową przerwę w procesie, nie tłumacząc powodów. Dlatego również ich nie znam – mówił jeden z adwokatów Polaka Uładzimir Kisialewicz dziennikarzom i grodzieńskim Polakom. Przypomniał, że na poprzednim posiedzeniu wystąpił prokurator, żądając dla Poczobuta trzech lat kolonii karnej.
Obrońca podkreślił, że w mowie końcowej zażądał całkowitego uniewinnienia. Zwrócił też uwagę sądu na łamanie przepisów przez prokuraturę przy każdej czynności śledczej oraz w momencie wszczęcia sprawy karnej przeciwko Poczobutowi. – To wystarczające powody, aby sąd mógł oddalić cały akt oskarżenia – wyjaśnił „Rz" Walancin Stefanowicz, prawnik z centrum praw człowieka Wiasna. Zwrócił również uwagę, że – jak wynika ze słów adwokatów Poczobuta – sąd nie zaakceptował ich wniosków: ani o przesłuchanie świadków obrony, ani o przeprowadzenie niezależnej ekspertyzy tekstów, w których prokuratorzy dopatrzyli się znamion przestępstwa.
Obserwatorzy tłumaczą przedłużanie procesu faktem, że sędzia otrzymuje instrukcje od władz Białorusi