Po latach nieobecności portrety królowej Elżbiety II wróciły do kanadyjskich urzędów federalnych w Ottawie. Niedawno szef dyplomacji John Baird postanowił zaś ze swego ministerstwa usunąć dwa obrazy przedstawiające dzieje Quebecu i powiesić na ich miejsce obraz ukazujący monarchinię.
Minister obrony Peter MacKay ogłosił zaś wczoraj oficjalnie zmianę nazw sił zbrojnych – dodając słowo „królewskie" do Kanadyjskiej Marynarki Wojennej (Royal Canadian Navy) i Kanadyjskich Sił Powietrznych (Royal Canadian Air Force). Kanadyjska armia lądowa pozostanie bez tego przymiotnika, ale to także jest zgodnie z brytyjską tradycją.
Bliżej Londynu
Decyzję przychylnie powitał wpływowy dziennik „The Globe and Mail", który wskazał, że konserwatywny premier Stephen Harper „wspiera podstawy tradycji, na których oparta jest Kanada". „Trwające przez dziesięciolecia próby wymazania historycznych określeń były błędem" – napisano w redakcyjnym komentarzu, dowodząc, że żołnierze i marynarze przyjmą zmianę pozytywnie, a cywilni Kanadyjczycy powinni ich w tym wesprzeć. Tym bardziej że jeszcze niedawno używano nazw w ogóle pozbawionych kontekstu historycznego: Dowództwo Lotnictwa i Dowództwo Marynarki w ramach Sił Kanadyjskich.
To kolejny krok rządu podkreślający związek Kanady z monarchią, a także z Wielką Brytanią. Harper już rozpoczął prace nad hucznymi obchodami rocznicy wojny 1812 r., którą toczyli Brytyjczycy (w tym i ówcześni Kanadyjczycy) ze Stanami Zjednoczonymi – w jej efekcie dzisiejsza Kanada pozostała częścią Korony Brytyjskiej.
Ale nie wszyscy są zadowoleni. – Jesteśmy oddzielnym państwem i powinniśmy to podkreślać – uważa były senator z Partii Liberalnej William Rompkey. Paul Hellyer, dawny liberalny minister obrony, który w 1968 r. zmieniał dawne nazwy, usuwając słowo „królewskie", dowodzi zaś, że to „najgłupsza rzecz, jaką robi konserwatywny rząd".