Rita Tamašunien?, Polka, zastępca szefa administracji samorządu wileńskiego, przyszła na wiec, bo ma córkę, która za dwa lata zdaje maturę. – Polskie szkoły były tu od wieków. To dla nas najważniejsza sprawa, by je zachować. Dlatego protestują i rodzice, i uczniowie – mówi „Rz", przekrzykując tłum, który już drugi raz w ciągu miesiąca zebrał się w centrum Wilna.
Wielu Polaków skrzyknęło się przez Internet. Przyjechali z różnych stron Wileńszczyzny, gdzie stanowią ponad 60 proc. mieszkańców. Do wielu dotarły też ulotki z zaproszeniem na wiec i apelem do rodziców: „Obrońmy swe prawa!". Na ulotce znalazły się żądania m.in. nauczania w szkołach mniejszości wszystkich przedmiotów w języku ojczystym, a także rezygnacji z ujednolicenia egzaminu z języka litewskiego.
W tłumie powiewały transparenty z napisami: „Stop dyskryminacji mniejszości", „Zostawcie w spokoju nasze szkoły", ale też po rosyjsku: „Rosyjskie szkoły Kłajpedy solidarne".
– Odbieram ten wiec jako bodziec dla prac polsko-litewskiej grupy ds. oświaty, bo rok szkolny już trwa i nie ma czasu na zwłokę. Póki ten dialog trwa, jest nadzieja na kompromis – mówił „Rz" Robert Tyszkiewicz, wiceszef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
Ustawa o oświacie, która dyskryminuje polskie szkoły, weszła w życie na wiosnę. Grupa ekspertów z obu krajów, która ma osiągnąć kompromis, została powołana dopiero we wrześniu, gdy tysiące polskich uczniów ogłosiło strajk. Dotychczas grupa z udziałem przedstawicieli ministerstw edukacji i mniejszości obu krajów spotkała się dwukrotnie. Kolejna debata odbędzie się w Warszawie 14 października i od niej Polacy uzależniają dalsze posunięcia. Jeśli i po nim władze Litwy zignorują ich postulaty, w polskich szkołach zostanie ogłoszony kolejny strajk.