– Unia w sposób pragmatyczny musi się w pierwszej kolejności skupić na takich sprawach, jak liberalizacja handlu czy ułatwienia wizowe. To jest sposób na pójście naprzód, a nie koncentrowanie się na tak trudnych do rozwiązania problemach, jak konflikt w Górskim Karabachu – mówił w ostatni wtorek, w czasie debaty w PE, Charles Tannock, eurodeputowany z brytyjskiej Partii Konserwatywnej.
Realizm czy mrzonki
Polacy wydają się to rozumieć i postawili sobie cele ważne, ambitne, ale jednocześnie możliwe do osiągnięcia w krótkim czasie: zakończenie negocjacji umowy stowarzyszeniowej i będącej jej częścią umowy o wolnym handlu z Ukrainą, a także rozpoczęcie negocjacji o liberalizacji handlu z Gruzją. To ma się wydarzyć do końca roku, czyli jeszcze za polskiej prezydencji. Poza tym trwają negocjacje dotyczące tego, w jaki sposób doprowadzić do zniesienia w przyszłości wiz dla Ukraińców i Mołdawian. Na trochę wcześniejszym etapie jest Gruzja, która wynegocjowała umowę o ułatwieniach wizowych. Pozostałe trzy państwa – Armenia, Azerbejdżan i Białoruś – jeszcze mają tę fazę przed sobą.
Najbardziej zaawansowana w przybliżaniu się do UE jest Ukraina. Wiąże ona z Polską ogromne nadzieje, bo – jak mówią tamtejsi dyplomaci – potem już nie będzie szans na przychylność prezydencji. Po Polsce półroczne stery w UE przejmuje niezainteresowana wschodnim sąsiedztwem Dania, potem będzie jeszcze gorzej: kolejno Cypr, Irlandia i Grecja. Ale Ukraina, jako najbardziej zaawansowana, ma też najwięcej do stracenia. Proces Julii Tymoszenko bardzo waży na jej wizerunku jako państwa prawa. Marek Siwiec w czasie debaty w PE mówił co prawda, że umowa stowarzyszeniowa jest aktem historycznej sprawiedliwości i nie należy tego mieszać z bieżącymi wydarzeniami. Ale nie wszyscy są zgodni.
– Jeśli Tymoszenko pójdzie do więzienia, musimy na to jakoś zareagować. Państwa, z którymi współpracujemy, muszą zachowywać minimum demokracji i zasad państwa prawa – mówił Elmar Brok, wpływowy niemiecki chadek. Polska jednak usilnie nalega, by umowę stowarzyszeniową podpisać, a sprawę Julii Tymoszenko rozstrzygnąć przed jej ratyfikacją.
Przeważa jednak rozczarowanie, że UE nie ma nic nowego do zaoferowania wschodnim sąsiadom, co zachęcałoby ich do reform, demokratyzacji i kursu na Europę. Według Pawła Kowala, skoro Unia nie ma pieniędzy z powodu kryzysu, ani woli politycznej – z powodu zmęczenia rozszerzeniem, to mogłaby przynajmniej zrobić coś dla tamtejszej młodzieży. – Zniesienie wiz i stworzenie uniwersytetu Partnerstwa Wschodniego. To są dwie konkretne sprawy dla młodych. A pamiętajmy, że to tacy ludzie zrobili arabską wiosnę – zauważa eurodeputowany PJN.
Co z Białorusią?
Wczoraj okazało się, że do Warszawy nie przyjedzie szef białoruskiego MSZ Siarhiej Martynau, a szefem delegacji tego kraju będzie ambasador w Warszawie Wiktar Gajsionak.