Bunt mediów i satelitów

Główne telewizje rosyjskie zrelacjonowały wielki wiec opozycji. Prezydent i posłowie krytykują fałszerstwa wyborcze

Publikacja: 11.12.2011 20:41

Na Wyspę Błotną dotarło od 25 do 40 tysięcy manifestantów. To największa demonstracja od czasu puczu

Na Wyspę Błotną dotarło od 25 do 40 tysięcy manifestantów. To największa demonstracja od czasu puczu Janajewa w 1991 roku

Foto: AFP

Zachowanie "federalnych telekanałów" jest czymś nowym. Demonstracje przeprowadzone przez opozycję w ubiegły poniedziałek i wtorek rządowe media przemilczały lub zmarginalizowały. Jeszcze w sobotę na placu Błotnym kilku opozycyjnych mówców wyśmiewało się z podporządkowanej władzom telewizji, nazywając telewizor "putinowską zombi-skrzynką".

Sobotni wiec był największym opozycyjnym zgromadzeniem od 1991 roku – według różnych ocen na Błotnej Wyspie pojawiło się od 25 (dane policji) do 40 tysięcy manifestantów.

Nie tylko młodzież

W odróżnieniu od demonstracji w zeszły poniedziałek i czwartek tym razem nie była to wyłącznie młodzież studencka, ale również trzydziesto- i czterdziestoparolatki. Od poprzednich manifestacji sobotnią różniła też obecność w zdecydowanie inteligenckim tłumie pewnej liczby demonstrantów ewidentnie należących do warstw plebejskich.

W telewizji NTW w sobotę rano zbuntował się popularny dziennikarz Aleksiej Piwowarow, który miał wieczorem prowadzić główne wydanie wiadomości. Zapowiedział, że nie wejdzie do studia, jeżeli w programie informacyjnym nie zostanie obiektywnie pokazany wiec opozycji. Materiał został zrobiony i był neutralny, Piwowarow poprowadził wiadomości. W  normalnej sytuacji kierownictwo NTW nie ugięłoby się przed protestem nawet największej gwiazdy, zrobiłoby to, co zamierza, a buntownik musiałby szukać sobie nowej pracy – tak było już parokrotnie.

Również główne narzędzie putinowskiej propagandy Pierwszy Kanał przedstawił wydarzenia szeroko i neutralnie. Najwyraźniej rządowe media dostały nowe wytyczne. Zwraca też uwagę postawa policji. Z bardzo niewielkimi wyjątkami funkcjonariusze i żołnierze wojsk wewnętrznych, których było wyjątkowo dużo, zachowywali się poprawnie.

Zmiana frontu

Głos po tygodniu zabrał też prezydent Dmitrij Miedwiediew. Na razie na swojej stronie na Facebooku, gdzie zadeklarował, że "Nie zgadza się z hasłami, jakie padały na wiecach", ale dał polecenie, by zbadać doniesienia o oszustwach wyborczych.

Z kolei na Twitterze jeden z czołowych polityków Sprawiedliwiej Rosji Dymitrij Gudkow zadeklarował, że w poniedziałek klub jego partii podejmie decyzję o tym, czy zrzec się mandatów. Gdyby taką decyzję podjęli również komuniści, oznaczałoby to wymuszenie ponownych wyborów parlamentarnych.

– Zdecydowała skala wydarzeń. Władze uznały, że jest ona tak duża, iż nie mogą już udawać, że się nic nie dzieje – mówi "Rz" politolog Iwan Preobrażenski. – Teraz, przed 24 grudnia (wtedy ma odbyć się kolejna wielka demonstracja opozycji), będą próbować zmanipulować protestujących. Podzielić ich na "konstruktywnych" i "niesłusznych". To się może udać. Po pierwsze dlatego, że ruch nie ma jednego przywódcy, tylko wielu, a wszyscy są bardzo ambitni i łatwo będzie grać na konflikt między nimi. A po drugie dlatego, że większość tych, którzy w sobotę przyszli na plac Błotny, to ludzie naiwni, do których dopiero teraz dotarło, że w Rosji fałszuje się wybory i w ogóle są problemy z prawami obywatelskimi.

Według politologa spora część tych ludzi usłyszawszy, że władza przyznaje się bodaj do jakichkolwiek błędów, do  części fałszerstw, że poświęca jakieś kozły ofiarne, gotowa będzie uznać, że zło zostało naprawione i z powrotem wycofać się z polityki. – Ale żeby to osiągnąć, konieczny będzie bodaj pozór ustępstw – mówi Preobrażenski.

Znany publicysta Witalij Portnikow nie zgadza się z tym. Nie wierzy w nawet pozorne ustępstwa władzy i podkreśla, że czynione często porównania obecnej sytuacji w Rosji do ukraińskiej pomarańczowej rewolucji nie mają racji bytu.

– Na Ukrainie protesty były nie tylko większe, ale też miały na czele ludzi z elity władzy, dlatego dla aparatu urzędniczego i resortów siłowych był akceptowalną alternatywą – uważa Portnikow.

– Władza będzie walczyć o przeżycie, bo nie ma żadnego innego sposobu, aby ochronić własność, którą przejęła – dodaje. – I dlatego to, co się będzie działo w Rosji, nie będzie przebiegać tak jak na Ukrainie w 2004 roku, tylko znacznie bardziej dramatycznie i wręcz strasznie.

Jedna Rosja zdobyła w  wyborach 4 grudnia nie, jak oficjalnie ogłoszono, 49 proc., ale 33,7 proc. – podał niezależny ośrodek Gołos, którego aktywiści zorganizowali akcję liczenia głosów.

Zachowanie "federalnych telekanałów" jest czymś nowym. Demonstracje przeprowadzone przez opozycję w ubiegły poniedziałek i wtorek rządowe media przemilczały lub zmarginalizowały. Jeszcze w sobotę na placu Błotnym kilku opozycyjnych mówców wyśmiewało się z podporządkowanej władzom telewizji, nazywając telewizor "putinowską zombi-skrzynką".

Sobotni wiec był największym opozycyjnym zgromadzeniem od 1991 roku – według różnych ocen na Błotnej Wyspie pojawiło się od 25 (dane policji) do 40 tysięcy manifestantów.

Pozostało 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020