Setki palm daktylowych dopiero co zasadzonych wzdłuż trasy na lotnisko oraz wyremontowane hotele dla szefów państw Ligi Arabskiej, dyplomatów i dziennikarzy miały udowodnić, że Bagdad powraca do grona stolic, w których możliwe jest organizowanie spotkań na najwyższym szczeblu. Rozpoczęty w czwartek szczyt Ligi Arabskiej jest niewątpliwie wyzwaniem zarówno dla uczestników, jak i dla organizatorów.
Ci pierwsi skoncentrowali swoją uwagę na wydarzeniach w Syrii po zaakceptowaniu przez reżim w Damaszku sześciopunktowego planu pokojowego specjalnego wysłannika ONZ Kofiego Annana. Zakłada on m.in. ustanowienie rozejmu, pomoc humanitarną, wycofanie ciężkiej broni z dzielnic mieszkaniowych. Przywódcy Ligi Arabskiej wezwali wczoraj prezydenta Baszara Asada do szybkiej realizacji planu. Nie wsparli żądań opozycji syryjskiej domagającej się dymisji prezydenta. Dyskutowano także o wysłaniu do Syrii sił pokojowych Ligi Arabskiej. W opinii obserwatorów samo podjęcie tego tematu świadczyć może o rozpoczęciu procesu reanimacji amorficznej struktury, jaką jest od lat Liga Arabska.
Do ochrony uczestników szczytu w Bagdadzie zmobilizowano 100 tysięcy żołnierzy i policjantów strzegących tzw. zielonej strefy bezpieczeństwa w Bagdadzie. Nie może to dziwić, bo wiele organizacji zbliżonych do al Kaidy zagroziło atakami terrorystycznymi. Równolegle do szczytu Ligi Arabskiej ma więc miejsce swoista próba sił. Rząd w Bagdadzie pragnie udowodnić, że kontroluje sytuację w trzy miesiące po wycofaniu się Amerykanów z Iraku.