Korespondencja z Paryża
Prezydent François Hollande i kanclerz Angela Merkel świętowali wspólnie 50-lecie pojednania Francji i Niemiec. To był moment symboliczny – Hollande
i Merkel, stojąc wspólnie przed katedrą w Reims (130 km na północny wschód od Paryża) przypomnieli, jak 50 lat wcześniej prezydent Charles de
Gaulle i kanclerz Konrad Adenauer wzięli udział w mszy pojednania, co otworzyło nowy rozdział w stosunkach francusko-niemieckich. Jednak na niedzielne uroczystości w Reims położyło się cieniem zdewastowanie grobów niemieckich żołnierzy z I wojny światowej na pobliskim cmentarzu wojskowym.
– Żadna ciemna siła ani tym bardziej głupota nie zakłóci przyjaźni francusko-niemieckiej – deklarował Hollande, nawiązując do tego aktu wandalizmu. Ale komentatorzy nie mają wątpliwości, że przyjaźń francusko-niemiecka narażona jest na próby cięższe niż dewastacja cmentarza. Napięcia między przywódcami Francji i Niemiec są mocne jak nigdy w ostatnich latach. Kiedy 50 lat temu dwaj wizjonerzy, de Gaulle i Adenauer, dokonali aktu pojednania, który miał położyć kres konfliktom między ich krajami – począwszy od wojny francusko-pruskiej 1871 roku, a skończywszy na II wojnie światowej – był to krok o znaczeniu niezwykłym. Położył podwaliny pod nowy kształt Europy. Teraz te wyjątkowe stosunki francusko-niemieckie ulegają erozji, choć w Reims nie zabrakło ze strony Hollande'a słów o otwarciu drzwi do przyszłości, w której czekają „długie lata jeszcze ściślejszej przyjaźni". Prawicowe „Le Figaro " jeszcze przed uroczystościami w Reims stwierdziło, że są one trochę surrealistyczne. Przywódcy Francji i Niemiec musieli bowiem pójść śladami swych wielkich poprzedników, tymczasem ich stosunki są zupełnie inne.