Chociaż to pierwszy w historii Izraela przypadek skazania byłego premiera, Ehud Olmert wyraźnie odetchnął z ulgą. Ciążyły na nim bardzo poważne zarzuty przyjmowania łapówek, za które mógł trafić na kilka lat do więzienia. Sąd jednak stwierdził, że dowody są niewystarczające i uznał polityka za winnego jedynie konfliktu interesów.
- Są jeszcze sędziowie w Jerozolimie - powiedział ucieszony polityk, wychodząc z sądu.
Ehud Olmert, który był przywódcą prawicowej partii Likud i premierem w latach 2006 2009, został oskarżony o przyjmowanie pieniędzy na pokrycie kosztów podróży od instytucji, za którymi lobbował za granicą. Zarzucano mu również, że w ciągu 15 lat przyjął w kopertach setki tysięcy dolarów od znajomego biznesmena Morrisa Talanskiego, które przeznaczał nie tylko na kampanie polityczne, ale także na drogie cygara czy zegarki.
Biznesmen przyznał się do wręczania pieniędzy, ale sąd nie był w stanie udowodnić, że Olmert się dzięki nim wzbogacił. Uznał jedynie, że w ramach wdzięczności polityk wykorzystywał swoją pozycję do promowania firmy przyjaciela. Za nadużywanie stanowiska i konflikt interesów grożą mu cztery miesiące prac społecznych.
Wyrok podzielił komentatorów, dziennikarzy i mieszkańców Izraela. Dowody wydawały się bowiem niezwykle silne i mało kto się spodziewał, że premier uniknie więzienia. Lewicowy dziennik „Haaretz" twierdzi, że to całkowita klęska prokuratury. Wiele mediów informuje w tytułach, że Olmert został oczyszczony z zarzutów korupcyjnych. Inne zwracają uwagę, że został uznany za winnego nadużyć i że to pierwszy taki przypadek w historii.