Bezpośrednia linia telefoniczna z sąsiadem z południa, która ma zapobiec wymknięciu się sytuacji spod kontroli, została odcięta. Władze wypowiedziały także umowę o zawieszeniu broni z 1953 roku. A komunistyczny przywódca Kim Dzong Un nakazał zamontowania na strategicznych budynkach rządowych, dworcach kolejowych i autobusach miejskich kamuflaży ochronnych ostrzegając rodaków, że ćwiczenia 10 tysięcy żołnierzy południowo-koreańskich i trzech tysięcy amerykańskich to tylko preludium do inwazji na jego kraju.

Kim reaguje radykalnie z kilku powodów. Bezpośrednią przyczyną są wprowadzona dwa tygodnie temu sankcje ONZ, które uniemożliwią import przez Koreę Północną jachtów, drogich samochodów i innych, luksusowych towarów. Nowojorska organizacja odpowiedziała w ten sposób na przeprowadzony wcześniej przez Pjongjang trzeci już, próbny wybuch jądrowy.

Budując atmosferę grozy młody przywódca chce jednak również umocnić własną pozycję, w szczególności wobec generalicji. A także zapewnić sobie mocną pozycję wyjściową przed nadchodzącymi negocjacjami z nowym chińskim prezydentem, Xi Jinpingiem. W Pekinie wsparcie dla Korei Północnej, w tym dostawy dotowanej żywności i ropy, są coraz mocniej krytykowane. A bez nich dni reżimu Kima byłyby policzone. Czerwony dyktator woli więc z góry postawić sprawę jasno: tylko atomowy kataklizm odsunie go od władzy.