Amerykańskie władze chcą znieść zakaz wnoszenia na pokład samolotów małych scyzoryków i nożyczek. Może to dobry pomysł, w końcu niektórzy twierdzą, że popadliśmy już w lekką paranoję z tym bezpieczeństwem...
Kuba Jałoszyński: Wiadomo, że skrajne reakcje nigdy nie są pożądane i trzeba umieć znaleźć złoty środek, ale w tym przypadku nie odnoszę wrażenia, żebyśmy poszli za daleko. Spójrzmy na efekty: dzisiaj nie mamy wielkich problemów z terroryzmem, nawet likwidacja Osamy bin Ladena nie wywołała zamachów odwetowych, których się obawiano. Ale to nie znaczy, że możemy być mniej czujni. Podstawową zasadą wszelkich systemów bezpieczeństwa jest zapobieganie, dlatego dziwię się, że Amerykanie chcą znieść zakaz wnoszenia tak niebezpiecznych przedmiotów.
Jak mały scyzoryk czy nożyczki? To aż tak niebezpieczne narzędzia?
Porwania z 11 września były dokonane za pomocą noży do kartonów, czyli narzędzi wydawałoby się niegroźnych. Nie chcę tworzyć instrukcji dla potencjalnych zamachowców, ale wachlarz środków, za pomocą których można uprowadzić samolot, jest bardzo szeroki i zależy wyłącznie od pomysłowości terrorystów. Wieloma przedmiotami można zadać poważne rany, a także zabić, jeśli wiemy, jak i w które dokładnie miejsce zadać cios.
Ludzie jednak szczerze dziwią się zakazom wnoszenia płynów czy kosmetyków do samolotu...