Kilkuset dziennikarzy rosyjskich i zagranicznych śledziło wczoraj w Kirowie początek procesu 36-letniego adwokata i walczącego z korupcją blogera Aleksieja Nawalnego. Najbardziej obecnie znanego opozycjonistę, który jako pierwszy zdołał zmobilizować tysiące swych zwolenników przeciwko dyktatowi Kremla w rosyjskiej polityce, używając do tego portali społecznościowych.
Proces odroczono po niespełna godzinie do 24 kwietnia. Oficjalnie, aby dać więcej czasu obrońcom Nawalnego do zapoznania się z materiałem dowodowym. Nieoficjalnie mowa jest o tym, iż Kreml waha się jeszcze, w jaki sposób traktować znanego na świecie opozycjonistę. Śledztwo w jego sprawie już umarzano, by następnego dnia wszcząć je ponownie.
Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej zarzuca Nawalnemu praktyki korupcyjne w czasie, gdy był doradcą gubernatora obwodu, i nakłonić miał szefa jednej z lokalnych firm drzewnych do podpisania niekorzystnego kontraktu. Spowodować to miało straty w kontrolowanej przez państwo spółce w wysokości 16 mln rubli, czyli ponad pół miliona dolarów. Grozi za to do 10 lat za kratkami.
– Putin musi udowodnić swym zwolennikom, iż potrafi rozprawić się z opozycją – przekonywał w przeddzień procesu Aleksiej Nawalny.
Władimir Markin, rzecznik Komitetu Śledczego, mówi wprost, że sprawa Nawalnego stała się priorytetem dla władz z powodu prowadzonej w sieci kampanii antykorupcyjnej opozycjonisty. – Jeżeli ktoś usiłuje zwrócić na siebie uwagę i przewrotnie prowokuje władze, mówiąc: spójrzcie na mnie, jaki jestem w porównaniu z innymi – to oczywiście wzrasta presja na zajęcie się jego przeszłością – powiedział w jednym z wywiadów dla „Izwiestii".