Dziennik powołuje się na źródła wśród firm zajmujących się bezpieczeństwem w sieci oraz na przedstawicieli amerykańskich władz. Gazeta zastrzega jednocześnie, że na razie nie zna listy poszkodowanych.

Mandiant, firma zajmująca się cyberbezpieczeństwem która pomaga organizacjom rządowym i prywatnym koncernom bronić się przed włamaniami w sieci, podaje, że tym razem ofiary włamań nie chcą się ujawniać, choć lista jest zbliżona do tej, jaką opublikowano w lutym.

Na początku roku Mandiant opublikowała raport, w którym wymieniła ponad stu swoich klientów, których „własność intelektualną" skradziono lub próbowano wykraść, a tropy prowadziły do tajnej jednostki armii chińskiej z siedzibą w Szanghaju. Później doniesienia Mandiant potwierdził Pentagon.

Chińskie ministerstwo obrony stanowczo wówczas odrzuciło oskarżenia uznając je za bezprawne i bezpodstawne. Zdaniem ministerstwa Amerykanie popełniają błąd, ponieważ o cyberatakach pochodzących z Chin wnioskują, opierając się na adresach IP. „Wykorzystywanie przywłaszczonych adresów IP do prowadzenia ataków hakerskich zdarza się niemal codziennie" - napisano w komunikacie.