Zamiast miejsc pracy walka z islamem

Najskuteczniejszą receptą na zdobycie wyborców jest twarda polityka wobec muzułmanów. Szef MSW Manuel Valls robi to po mistrzowsku.

Publikacja: 24.07.2013 20:04

Manuel Valls

Manuel Valls

Foto: AFP

Scena do złudzenia przypomina czasy, gdy Nicolas Sarkozy pacyfikował przedmieścia francuskich miast, szykując się do wyborów prezydenckich w 2007 roku. Tyle że tym razem w roli superpolicjanta występuje socjalista, a nie polityk prawicy.

- Niezależnie od emocji i odczuć ludzi jedno nie może się zmienić: szacunek dla władzy, dla państwa. Policja zachowała się niezwykle profesjonalnie, po prostu wspaniale – mówił w środę Valls.

Przemówienie wygłosił przed komisariatem w podparyskiej miejscowości Trappes.
To właśnie tu trzy dni wcześniej wybuchły gwałtowne zamieszki po tym, jak policjant zażądał od muzułmanki odkrycia twarzy i dostosowania się w ten sposób do francuskiego prawa: od dwóch lat noszenie zakrywających twarz strojów islamskich (burki czy nikabu) jest nad Sekwaną zakazane. Stojący obok mąż kobiety zareagował jednak brutalnie, uderzając funkcjonariusza. I został aresztowany.

Przez dwie kolejne noce komisariat w Trappes był atakowany przez młodych muzułmanów. Tak jak przed sześcioma laty znów zapłonęły samochody, a przerażeni mieszkańcy nie śmieli wyjść na ulice.

Sytuacja jest wyjątkowo niezręczna dla prezydenta Francois Hollande’a, premiera Jean-Marca Ayraulta i ogromnej większości czołowych działaczy Partii Socjalistycznej (PS): gdy w 2011 roku Zgromadzenie Narodowe przyjmowało ustawę zakazującą noszenia burki, byli przeciw. Dlatego żaden z nich nie komentował wydarzeń w Trappes.

Ale Valls może tryumfować: w tamtym czasie znalazł się wśród małej grupki socjalistycznych deputowanych, którzy poparli rządzącą wówczas konserwatywną UMP i uznali, że zakrywanie twarzy przez kobiety w miejscach publicznych jest niedopuszczalne.

– Najlepszym sposobem na karierę polityczną we Francji jest dziś zapewnienie ludziom pracy. Ale tego nikt nie jest w stanie zrobić. Dlatego drugą w kolejności najskuteczniejszą metodą dojścia na szczyty władzy jest wykorzystanie strachu ludzi, obaw o bezpieczeństwo, a przede wszystkim lęku przed muzułmańskim ekstremizmem – przekonuje „Rz” Dominique Moisi, założyciel Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IFRI).

Valls, syn hiszpańskiego artysty, który otrzymał francuskie obywatelstwo dopiero w wieku 20 lat i w przeciwieństwie do większości czołowych polityków nigdy nie uczęszczał do najbardziej prestiżowych szkół kraju, doskonale wie, jak to zrobić. Jest dziś z ogromną nawiązką najbardziej popularnym politykiem na lewicy i tak naprawdę jedyną nadzieją Partii Socjalistycznej na utrzymanie władzy.

Do tego 50-letniego polityka zaufanie ma aż 83 proc. wyborców PS, ale także 67 proc. głosujących na konserwatywną UMP, a nawet 59 proc. zwolenników skrajnie prawicowego Frontu Narodowego.

– Hollande i Ayrault są postrzegani jako politycy miękcy, niezdecydowani. Valls odwrotnie, ma temperament niezwykle zdecydowany, jest też hiperaktywny, tak jak Sarkozy – wskazuje Moisi.

Szefowi MSW poza temperamentem służy jednak także coś innego: głęboko zakorzeniona w społeczeństwie niechęć do liczącej już 7 milionów osób mniejszości muzułmańskiej. Z przeprowadzonego niedawno sondażu dla dziennika „Le Monde” wynika bowiem, że aż 74 proc. Francuzów uważa islam za religię „niekompatybilną z wartościami Republiki”. Taki sam odsetek twierdzi także, że wyznawcy Allaha są „nietolerancyjni”.

Najpierw jako mer Ivry, satelickiego miasteczka pod Paryżem o szczególnie dużym odsetku imigrantów, Valls twardą ręką wprowadzał porządek na ulicach. A od przeszło roku tę samą metodę stosuje w najbardziej zapalnych punktach kraju, takich jak przedmieścia Marsylii, gdzie ku przerażeniu swojej ochrony po kolejnej fali zamieszek udał się na inspekcję metrem.

– Francja, podobnie jak reszta Europy, staje przed niezwykle trudnym wyzwaniem radykalnego islamu, który trudno nazwać inaczej niż faszyzmem – oświadczył niedawno dziennikowi „La Libre Belgique”. – Bardzo rzadko w historii jakaś religia staje się drugim najważniejszym wyznaniem w danym kraju w tak krótkim czasie, jak to się stało we Francji – dodał.

Czy Valls, jak przed nim Sarkozy, znalazł więc receptę na dojście do szczytów władzy?
Swoich ambicji nie ukrywa.
– Bez wątpienia mam predyspozycje, aby przejąć najbardziej odpowiedzialne funkcje w państwie – przyznał niedawno dziennikowi „La Provence”.

Ale Jean-Thomas Lesueur, dyrektor konserwatywnego Instytutu Thomasa More’a w Paryżu, pozostaje sceptyczny.
– Droga do dalszej kariery dla Vallsa jest zamknięta przynajmniej do końca kadencji Francois Hollande’a, czyli 2017 roku. Prezydent jest klasycznym aparatczykiem Partii Socjalistycznej: mistrzowsko utrzymuje równowagę wszystkich frakcji i nie dopuści do przebicia się Vallsa. Tym bardziej że ten ostatni ma bardzo niewielkie poparcie w aparacie PS – tłumaczy „Rz” Lesueur.

To jednak niejedyna słabość Vallsa. Inną są poglądy na gospodarkę. Wzorem Tony’ego Blaira Valls chce zbudować „nową lewicę”, która opowie się za wycofaniem państwa z gospodarki, obniżeniem podatków, ograniczeniem zabezpieczeń socjalnych, wsparciem dla przedsiębiorczości.
– To nie przejdzie. Od Wielkiej Rewolucji zarówno Francuzi z prawicy, jak i z lewicy opowiadają się za utrzymaniem bardzo silnego interwencjonizmu państwa. Ten pogląd jeszcze bardziej się umocnił z powodu kryzysu. Mamy wręcz do czynienia z rozwojem pewnego populizmu zarówno w Partii Socjalistycznej, jak i UMP. W ten trend Sarkozy zdołał znakomicie się wpisać, podczas gdy Valls trzyma się liberalnych poglądów, które we Francji nie mają szansy na sukces – uważa Lesueur.

Przez 25 lat inny prominentny działacz partii socjalistycznej Michel Rocard starał się zbudować alternatywną, liberalną lewicę, stawiając czoło Francois Mitterrandowi – bez skutku. A na prawicy ostatnią poważną próbę forsowania programu liberalnego podjął Alain Madelin. W wyborach prezydenckich 2002 roku nie zdołał przekonać nawet 4 proc. wyborców.

Scena do złudzenia przypomina czasy, gdy Nicolas Sarkozy pacyfikował przedmieścia francuskich miast, szykując się do wyborów prezydenckich w 2007 roku. Tyle że tym razem w roli superpolicjanta występuje socjalista, a nie polityk prawicy.

- Niezależnie od emocji i odczuć ludzi jedno nie może się zmienić: szacunek dla władzy, dla państwa. Policja zachowała się niezwykle profesjonalnie, po prostu wspaniale – mówił w środę Valls.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1162
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1161
podcast
Jędrzej Bielecki: Blackout w Hiszpanii - najprawdopodobniej zawiniło państwo
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1160
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Świat
Indie – Pakistan: Przygotowania do wojny o wodę