Wydarzenia w Kijowie obserwują nie tylko politycy, ale też pogranicznicy czy samorządowcy z rejonów przygranicznych. Zastanawiają się, czy będą gotowi udzielić pomocy Ukraińcom, gdyby szukali jej w naszym kraju.
Temu, co się dzieje na Ukrainie, bacznie przygląda się Straż Graniczna. – Na razie mamy spokój. Ruch jest nawet o połowę mniejszy niż wcześniej – mówi mjr Elżbieta Pikor z bieszczadzkiego oddziału Straży.
Zauważa, że w okresie przedświątecznym granicę przekraczało nawet 41 tys. osób dziennie, a teraz jest ich 22 tys. – Mamy kadrę przygotowaną na to, gdyby nadciągnęła fala uchodźców – zapewnia mjr Pikor. Tłumaczy, że Straż Graniczna może przyjąć wnioski o nadanie statusu uchodźcy, resztą zajmuje się Urząd ds. Cudzoziemców.
Także w nadbużańskim oddziale SG spokój. – Ruch jak co dzień. Nie ma żadnych anomalii – mówi rzecznik oddziału Dariusz Siennicki.
A co będzie, jeśli Ukraińcy będą chcieli przekraczać granicę nielegalnie? – Jesteśmy w Europie. Tu ludzie mają świadomość przepisów. Nie spodziewamy się, że będą masowo przekraczać zieloną granicę – uważa Elżbieta Pikor. A jeśli ją przekroczą – poniosą konsekwencje – dodaje.