W oczekiwanym z napięciem przemówieniu prezydenta USA na temat polityki zagranicznej Barack Obama zapowiedział, że nie może być mowy o amerykańskim izolacjonizmie. USA są skazane na globalne przywództwo w obecnym stuleciu.
– Nasza gospodarka rozwija się najbardziej dynamicznie, nasz biznes jest najbardziej innowacyjny. Z każdym rokiem stajemy się coraz bardziej niezależni pod względem energetycznym – argumentował Obama, wyciągając wniosek, że Stany Zjednoczone są nie do zastąpienia. – Tak było w poprzednim stuleciu i tak najprawdopodobniej będzie w obecnym – stwierdził. Udowadniał, że Ameryka rzadko bywała silniejsza w stosunku do reszty świata niż obecnie. Jego zdaniem mylą się głęboko ci, którzy twierdzą, że Ameryka się kończy.
W obecności kadetów kończących w tym roku prestiżową uczelnię West Point prezydent zapoczątkował całą serię wystąpień na temat polityki zagranicznej USA. Ich zadaniem jest odparcie krytyki, że obecna administracja nie prezentuje wystarczająco twardej postawy w obliczu konfliktów na świecie. Odpowiadając na te zarzuty, prezydent przekonywał, że nie każdy problem da się rozwiązać za pomocą siły militarnej. Jednym z takich konfliktów jest kryzys na Ukrainie. – Dzięki naszym możliwościom kształtowania opinii międzynarodowej Rosja została izolowana – powiedział Obama. Przypomniał o decyzjach NATO dotyczących wzmocnienia obecności sojuszu w krajach członkowskich w Europie Środkowo-Wschodniej. – Europa i G7 przyłączyły się do naszych sankcji – podkreślił.
Drugim przykładem konfliktu, w którym użycie siły nie było celowe, jest zdaniem amerykańskiego prezydenta spór o program atomowy Iranu. Za niecałe dwa miesiące ma zostać podpisane porozumienie w tej sprawie. W opinii Obamy takich rezultatów nie udałoby się osiągnąć w inny sposób niż drogą negocjacji.
Prezydent nie ma przy tym złudzeń, że sytuacja na Ukrainie jest niestabilna. Według niego wspólne działania na rzecz utrzymania porządku międzynarodowego umożliwiły obywatelom Ukrainy dokonanie „wyboru swej przyszłości" – poprzez elekcję prezydenta Petra Poroszenki.