Dowódca sił NATO w Europie, generał Philip Breedlove, oskarżył zaś Rosję o „stałe wspieranie" separatystów. „Widzimy, że na (rosyjskich) ćwiczeniach, które odbywają się na wschód od ukraińsko-rosyjskiej granicy, wykorzystywana jest duża ilość wyposażenia, wozów pancernych, broni przeciwlotniczej. A teraz widzimy, że analogiczne uzbrojenie wykorzystywane jest na zachód od tej granicy" – powiedział we wtorek. Breedlove poinformował również, że wzdłuż granicy nadal obozuje siedem rosyjskich oddziałów pancernych oraz „liczne oddziały specjalne".
Jednak w pierwszym dniu walk z armią separatyści musieli stracić znaczną ilość otrzymanych z Rosji czołgów. Mieszkańcy Drużkowki pod Donieckiem poinformowali, że po południu miejscowy oddział separatystów z pomnika stojącego w centrum miejscowości ściągnął pochodzący z czasów II wojny czołg T-34. Nie pomogły ostrzeżenia, że z jego działa nie można strzelać, a możliwe, że pomnikowa maszyna nie ma nawet silnika.
Walki w miejscowościach uważanych za główne bazy separatystów (Słowiańsk, Kramatorsk) były we wtorek bardzo gwałtowne. Ukraińska armia użyła czołgów, artylerii i lotnictwa. Separatyści z miejscowości Snieżnyj poinformowali nawet o zestrzeleniu jednego samolotu, ale ukraińskie dowództwo nie potwierdziło tej informacji. Z kolei wojsko ogłosiło, że zniszczyło jedną z baz separatystów pod Słowiańskiem – miało tam zginąć 250 bojówkarzy. Kilku ukraińskich dowódców informowało o rozmowach z separatystami, którzy chcieli się poddać. „Spisujemy i puszczamy do domów, a co mamy z nimi robić?" – tłumaczył jeden z ukraińskich oficerów.
Walki toczyły się również nad granicą z Rosją, w okolicach Ługańska. Ukraińcy utracili jednak tam kontrolę nad kolejnymi trzema przejściami granicznymi i ogłosili ich zamknięcie. Próba przebicia się posiłków w ten rejon doprowadziła do utraty transportera opancerzonego, który wyleciał w powietrze na przeciwczołgowej minie rosyjskiej produkcji. W samym Doniecku separatyści czwarty dzień z kolei atakowali budynki utrzymywane jeszcze przez ukraińskie władze, tym razem była to obwodowa komenda milicji.
Kijowscy politolodzy z kolei przestrzegali we wtorek, że „nawet po odzyskaniu pełnej kontroli (do czego jest daleko) zetkniemy się z elementami terroryzmu i wojny partyzanckiej" w regionie. „A Rosja nie będzie przecież siedziała z założonymi rękoma" – przestrzegał Wołodymyr Fesenko, nawołując na konferencji prasowej do tworzenia długoterminowej strategii dla rejonu Donbasu.
Mimo trwożnych informacji niecały region (czyli obwody doniecki i ługański) jest ogarnięty wojną. „Starcia trwają na trzeciej części terytorium tych obwodów. Na pozostałym terenie jest pokój, działają organy władzy, przemysł działa, a ludzie chodzą do pracy" – tłumaczył Aleksander Paschawer z kijowskiego think tanku Centrum Rozwoju Gospodarczego. „Przemysłowi nie zaszkodziły nawet sabotaże na liniach kolejowych – ich sieć w regionie jest dość gęsta" – dodał.