„Na Hamburg i Bremę" – taki slogan prezentuje Alternatywa dla Niemiec (AfD) nazajutrz po niedzielnych sukcesach wyborczych w Brandenburgii i Turyngii. Eurosceptyczne i ksenofobiczne ugrupowanie obecne na niemieckiej scenie politycznej zaledwie od ponad roku zdobyło w niedzielnych wyborach w tych landach odpowiednio 12,2 i 10,6 proc. głosów. To więcej niż dwa tygodnie temu w Saksonii, gdzie uzyskało 9,7 proc. Partia chce teraz powtórzyć swój sukces w dwóch landach zachodnich, gdzie odbędą się kolejne wybory do lokalnych parlamentów. Spędza to sen z powiek wielu polityków i znacznej części opinii publicznej.
Wiecznie wczorajsi
AfD widziałaby najchętniej Niemcy takie, jakimi były 20 lat temu – pisze „Spiegel". W podobnym tonie wypowiadają się inne liberalne media, które zarzucają członkom AfD, że są wiecznie wczorajsi – to termin używany zazwyczaj w odniesieniu do niemieckich wypędzonych, którym bliska była idea powrotu do przeszłości. W pewnym sensie pragnie tego również Alternatywa rysująca wizerunek Niemiec bez euro, z ograniczoną liczbą imigrantów, z tradycyjnym modelem rodziny 2+3, w której to na mężczyźnie spoczywa obowiązek zapewnienia godziwego bytu swoim najbliższym.
Sukcesy AfD nie świadczą o tym, że Niemcy stają się narodem eurosceptyków
To diametralnie inny program niż ten, z którym partia wystartowała zaledwie półtora roku temu. Założona przez grupę intelektualistów, w tym profesorów ekonomii na niemieckich uniwersytetach, partia koncentrowała się głównie na wykazaniu szkodliwości funkcjonowania Niemiec w strefie euro, udowadniając, że program ratowania zagrożonych państw, zwłaszcza Grecji, okaże się zabójczy dla przyszłości finansowej Niemiec. Jako że kanclerz Angela Merkel przekonywała, że jest to polityka „bez alternatywy", partia nazwała się Alternatywą dla Niemiec.
Ta alternatywa miałaby polegać na powrocie Unii Europejskiej do walut narodowych oraz ścisłego przestrzegania traktatu z Maastricht wykluczającego przejęcie przez państwa członkowskie długów krajów zagrożonych bankructwem. – Nie ma już obecnie w Niemczech dyskusji na ten temat, więc partia uzupełniła swój program o inne elementy, np. nośną społecznie problematykę ograniczenia imigracji – tłumaczy „Rz" prof. Dirk Meyer, członek rady naukowej AfD. Zaznacza jednak, że partia nie zapomniała o swych korzeniach i wcześniej czy później do nich wróci. Na razie chodzi jej o zdobycie szerokiego poparcia społecznego.