Głosowanie 16 września nad wotum zaufania dla drugiego rządu Manuela Vallsa było poważnym ostrzeżeniem. 31 deputowanych Partii Socjalistycznej odmówiło mu poparcia, podobnie jak 17 posłów sojuszniczej partii ekologicznej. Za nowym rządem głosowało już więc tylko 269 posłów, o 20 mniej, niż wynosi bezwzględna większość. Od tej pory lider socjalistów będzie musiał liczyć na nieobecność części deputowanych, aby przeforsować projekty ustaw.
Wieczna pamięć jakobinów
Valls traci poparcie na lewicy, bo pod naciskiem rynków finansowych i coraz bardziej zawiedzionego społeczeństwa musi podjąć długo odkładane reformy rynkowe. Prezydent Francois Hollande doprowadził więc do dymisji ministra gospodarki Arnaud Montebourga, zaciekłego przeciwnika zarówno globalizacji, jak i ograniczenia zabezpieczeń socjalnych. To ma pomóc w uzdrowieniu finansów publicznych. Miejsce Montebourga zajmie 37-letni Emmanuel Macron, do tej pory ekonomista Banku Rothschildów i zwolennik liberalnej gospodarki.
– Dla trzonu francuskiej lewicy to oznacza zdradę ideałów, które sięgają wielkiej rewolucji i jakobinów – mówi „Rz" Gerard Grunberg, francuski ekspert, czołowy znawca Partii Socjalistycznej.
Mimo wszystko drugi rząd Vallsa zdecydowało się poprzeć prawie 90 proc. socjalistycznych deputowanych. Czy rzeczywiście zdradzili wyborców, aby uniknąć wcześniejszych wyborów i politycznego niebytu?
Nie będzie ?zaciskania pasa
Strach przed wyrokiem urn na pewno odgrywał istotną rolę. Tylko 13 proc. Francuzów ufa jeszcze Hollande'owi. Valls, który po raz pierwszy objął ster rządów zaledwie pół roku temu i z którym wielu Francuzów wiązało wielkie nadzieje na odnowienie kraju, dziś może liczyć już tylko na sympatię 35 proc. rodaków. A o Partii Socjalistycznej aż 3/4 ankietowanych ma „złą" lub „bardzo złą" opinię – wynika z sondażu instytutu Sofres.