Gwałtowny spadek cen jest w Moskwie traktowany nie tylko jako zjawisko rynkowe, ale i polityczne. Prezydent Putin mówił nieraz, że sprawa jest podejrzana i wskazuje na polityczne źródła takiego obrotu rzeczy. Było to tuż po listopadowym, wiedeńskim posiedzeniu OPEC, na którym najważniejsi producenci tego surowca postanowili nie obniżyć wydobycia, co mogłoby zahamować spadek cen.
Kilka dni temu na konferencji prasowej rosyjski przywódca nie miał już tej pewności. Nie wykluczył saudyjsko-amerykańskiej zmowy zmierzającej do utrzymania wysokiego poziomu wydobycia, ale też nie był pewien, czy przypadkiem nie mamy do czynienia z walką starych producentów z nowymi. Innymi słowy, między USA i Arabią Saudyjską, a więc największym obecnie producentem ropy na świecie (11,5 mln baryłek dziennie), a drugim w kolejności, czyli królestwem Saudów (9,8 mln baryłek dziennie).
Rosja nie jest jedynym krajem, w którym teoria spiskowa zdobyła prawo egzystencji. Podobnie jest w Wenezueli oraz Iranie. To państwa, które na spadku cen tracą miliardy wtedy, gdy są im najbardziej potrzebne. „Nie ma żadnego spisku, jest rywalizacja motywowana tym, że Arabia Saudyjska dostrzega niebezpieczeństwo w postaci amerykańskich firm energetycznych" – pisze „Wall Street Journal", udowadniając, że Rijad jest nie od dzisiaj zainteresowany spadkiem cen ropy, aby wyrzucić z rynku amerykańskie firmy produkujące surowiec z łupków. Taką strategię miał zasygnalizować w Nowym Jorku już na początku października tego roku Nasser al-Dossary, przedstawiciel Arabii Saudyjskiej w OPEC. Oznaczałoby to wojnę cenową pomiędzy niedawnymi sojusznikami w dziedzinie surowców energetycznych. Saudyjczycy udowadniają, że mogą przetrwać z niskimi cenami ropy nawet dwa lata, mając do dyspozycji 750 mld dol. rezerw walutowych.
Czy to wystarczy, aby wyeliminować amerykańskich producentów? „Wall Street Journal" powołuje się na przedstawicieli nowej branży naftowej w USA, którzy zapewniają, że mogą produkować ropę nawet poniżej 40 dol. za baryłkę. Zdaniem ekspertów do takiego poziomu cena ropy jednak nie spadnie.
Wszystko wskazuje na to, że sojusz amerykańsko-saudyjski jest już przeszłością. Rijad jest głęboko zaniepokojony polityką blisko- wschodnią Baracka Obamy. Waszyngton nie reagował na żądania Rijadu, który udowadniał od niemal samego początku konfliktu w Syrii, że konieczne jest militarne zaangażowanie USA przeciwko reżimowi prezydenta Asada. Saudyjczycy nie kryli także niezadowolenia z rozpoczęcia przez USA negocjacji z Iranem w sprawie programu nuklearnego tego kraju oraz złagodzenia sankcji gospodarczych.