Wciąż nie jest znany ostateczny bilans ofiar. W czwartek wieczorem rząd Tunezji mówił o 23 zabitych, z czego 17 to zagraniczni turyści. Zdaniem szefa MSZ Grzegorza Schetyny śmierć poniosło dwóch Polaków, ale wciąż nie wiadomo, co się stało z dwoma kolejnymi. Dziewięciu naszych rodaków zostało rannych.
Tunezyjskie władze zatrzymały dziewięciu wspólników dwóch zamachowców zabitych poprzedniego dnia w muzeum Bardo. Podano także tożsamość tych ostatnich: chodzi o Hatema Chasznauja i Jassina Abidiego. Obaj mieli około 20 lat, przy czym pierwszy był wcześniej śledzony przez policję.
– Wiemy, że byli to salaficcy dżihadyści powiązani z organizacją Ansar asz-Szaria (Zwolennicy Szariatu) – powiedział telewizji France 24 prezydent Tunezji Beżi Kaid Essebsi.
W czwartek do zamachu przyznała się jednak inna organizacja terrorystyczna – Państwo Islamskie.
– Nie ma powodów, aby nie wierzyć władzom. Tym bardziej że mamy niewiele niezależnych informacji – mówi „Rz" Jean-Charles Brisard, dyrektor paryskiego Centrum Analiz Terroryzmu (CAT). – Odpowiedzialność Ansar aszSzarii oznacza, że zamach w Tunisie jest wynikiem chaosu w sąsiedniej Libii, bo właśnie do tego kraju kilka miesięcy temu organizacja przeniosła swoją bazę – dodaje.
Ansar asz-Szaria jest salaficką organizacją islamistyczną doskonale w Tunezji znaną. Powstała w czasie rewolucji tunezyjskiej w 2011 roku. Stawia sobie te same cele co Al-Kaida Islamskiego Maghrebu (Al-Kaida Maghrebu), m.in. wprowadzenie prawa szarijatu. Władze demokratycznej Tunezji tolerowały ją do zamachu na Ambasadę USA w Tunisie w maju 2012 roku. Wtedy wśród aresztowanych znalazło się dwóch przywódców organizacji.
– Po rewolucji w 2011 roku aparat bezpieczeństwa państwa został poważnie osłabiony. To był wynik naiwnej nadziei, że salafitów można włączyć do systemu demokratycznego państwa, podczas gdy demokracja to jest coś, co islamiści całkowicie odrzucają – mówi Brisard.