Według Shirreffa strategia, polegająca na wspieraniu z powietrza syryjskiej opozycji, walczącej zarówno z IS, jak i z siłami wiernymi prezydentowi Baszarowi el-Asadowi, nie doprowadzi do zniszczenia samozwańczego kalifatu i zajęcia jego nieformalnej stolicy, Ar-Rakki. Aby zając Ar-Rakkę - jak twierdzi Shirreff - niezbędna byłaby operacja lądowa z użyciem dużej liczby zachodnich wojsk.

Słowa generała to komentarz do wypowiedzi premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona, który wykluczył rozmieszczenie brytyjskich sił lądowych w Syrii. Wielka Brytania zamierza natomiast bombardować pozycje Państwa Islamskiego, wspierając ofensywę liczących ok. 70 tys. żołnierzy jednostek syryjskiej opozycji.

Tymczasem brytyjski generał jest przekonany, że tego typu operacja nie może zakończyć się sukcesem. - Nie da się osiągnąć tego celu rękoma 70 tys. syryjskich żołnierzy - stwierdził. - Aby zając miasto liczące 350 tys. mieszkańców potrzeba dużych sił lądowych. Walki w mieście są bardzo krwawe - podkreślił gen. Shirreff.

W skuteczność nalotów nie wieży też były marszałek lotnictwa John Walker, zdaniem którego aby przeprowadzane przez Brytyjczyków naloty mogły wywrzeć wpływ na sytuację w Syrii i Iraku, Wielka Brytania musiałaby skierować w ten rejon 24 samoloty bojowe Tornado. Tymczasem - jak przekonuje marszałek Walker - RAF nie jest w stanie skierować tak wielu maszyn na Bliski Wschód.