Formalną przyczyną dwudniowej wizyty serbskiego przywódcy w Moskwie jest odebranie nagrody przyznanej mu przez rosyjską Fundację Jedności Narodów Prawosławnych. Nagrodę tę osobiście wręcza zwierzchnik rosyjskiej Cerkwi prawosławnej patriarcha Cyryl I, który jest jednocześnie dyrektorem tej fundacji. Wraz ze zwierzchnikiem serbskiej Cerkwi prawosławnej (ponad 85 proc. Serbów wyznaje prawosławie) poświęcił on w listopadzie 2014 r. pomnik ostatniego rosyjskiego cara Mikołaja II w centrum Belgradu. Na pomniku pojawił się nadpis: „w żadnym wypadku Rosja nie pozostanie obojętna wobec losu Serbii". Słowa te rosyjski car przed wypowiedzeniem wojny Austro-Węgrom miał skierować do przyszłego króla Jugosławii Aleksandra I Karadziordzievicia. Wiele wskazuje na to, że ponad sto lat później Rosja wciąż nie przestaje się martwić o los Serbów.
– Serbia nie dąży do członkostwa w NATO. Rosja wie, że Serbowie nie chcą, by ich kraj należał do sojuszu – taką deklarację złożył Tomislav Nikolić w rozmowie z rosyjską agencją Sputnik tuż przed udaniem się w środę do Moskwy.
Na taką deklarację Kreml czekał od kilku tygodni. Zwłaszcza gdy serbski parlament uchwalił porozumienie dotyczące współpracy z NATO. Dzięki temu żołnierze sojuszu otrzymali możliwość swobodnego przemieszczania się na terenie Serbii oraz zostali objęci immunitetem dyplomatycznym. Od 1999 roku NATO ma bazę wojskową w Kosowie, którego niepodległości Belgrad nie uznaje do dziś.
Nie oznacza to jednak, że Serbia, która w 2007 r. zadeklarowała neutralność militarną, stanęła na drodze integracji z sojuszem.
– Zdecydowana większość Serbów jest przeciwna przyłączeniu się do NATO. Z sondaży wynika, że ideę tę popiera jedynie około 10 proc. mieszkańców kraju – mówi „Rz" ekspert ds. regionu bałkańskiego Tomasz Żornaczuk z PISM. – Powody są znane. Z perspektywy Serbów działania NATO w Jugosławii w 1999 roku były napaścią na ich państwo i aktem agresji.