Pragnąc zakończyć czteromiesięczną batalię parlamentarną w sprawie reformy rynku pracy, premier Manuel Valls sięgnął po raz kolejny po broń ostateczną. Jest nią art. 49 ust. 3 konstytucji, który pozwala na wprowadzenie w życie ustawy bez głosowania w parlamencie.
Tym samym reforma prawa pracy została przeforsowana w atmosferze dawno niespotykanej fali strajków i pracowniczych protestów, od blokad rafinerii, co skutkowało brakiem paliwa na stacjach benzynowych, po paraliż systemu transportu publicznego.
W ostatnich miesiącach było ich już 11. Doszło do tego, że po raz pierwszy od pół wieku rząd groził zakazem wielkiej demonstracji w Paryżu. Wycofał się jednak i antyrządowy marsz odbył się 23 czerwca.
Demontaż państwa socjalnego
Reforma prawa pracy daje przedsiębiorcom uprawnienia do negocjacji warunków pracy (zwłaszcza w sprawie godzin pracy) z pracobiorcami z pominięciem związków zawodowych. Oznacza to wydłużenie tygodnia pracy ponad formalnie obowiązujące 35 godz. oraz łatwiejsze wypowiadanie umów o pracę w sytuacji, gdy przez dwa kwartały firma doświadcza spadku obrotów. Rząd liczy, że uelastycznienie rynku pracy jest bodajże najważniejszą częścią całego planu i ma doprowadzić do zmniejszenia 10,2-proc. bezrobocia, lecz pracy poniżej 25. roku życia jest 25 proc. młodzieży. Ma też rozruszać gospodarkę. Jednak eksperci liczą, że powstać może zaledwie 50 tys. nowych miejsc pracy. W niewielkim stopniu pomoże to francuskiej gospodarce.
Rząd wdrożył już jednak wcześniej szereg reform gospodarczych. W roku ubiegłym sięgnął po art. 49 ust. 3, wprowadzając drugi wielki pakiet refom, jak deregulacja niektórych zawodów, zezwolenia na handel w niedzielę i liberalizacja niektórych branż usługowych. – Art. 49 ust. 3 został użyty po raz 85. w okresie V Republiki i sądzę, że będzie jeszcze 86. i 87. raz – mówił wtedy Emanuel Macron, minister gospodarki. Bez uciekania się do takiego rozwiązania przyjęty został pierwszy pakiet reform Hollande'a w 2014 roku zmniejszający obciążenie gospodarki o planowane 41 mld euro.