22 marca 2016 roku, godzina 7.58. W hali odlotów lotniska Zaventem pod Brukselą wybuchają pierwsze bomby. Na dobre jeszcze nie zakończyła się ewakuacja lotniska, gdy o godzinie 9.11 następuje kolejne uderzenie – na stacji metra Maalbeek. W obu atakach giną 32 osoby, 320 zostaje rannych.
Dziś państwo belgijskie szacuje liczbę żyjących ofiar na około 900. To ranni, którzy wciąż przechodzą rehabilitację fizyczną lub korzystają z pomocy psychologa. Ci, którzy byli na miejscu zamachów, przeżyli bez żadnego uszczerbku dla zdrowia fizycznego, ale wciąż nie mogą się otrząsnąć z koszmarów. Wreszcie rodziny i bliscy bezpośrednich ofiar. Przez ostatni rok próbują walczyć z belgijską biurokracją o wsparcie finansowe. Na razie bez sukcesu.
Kto wydał rozkaz?
Co dziś wiadomo o tamtym dniu? Zamachów dokonali terroryści islamscy. Na lotnisku wysadzili się Najim Laachraoui i Ibrahim El Bakraoui, w metrze samobójczego ataku dokonał drugi z braci El Bakraoui – Khalid. Oprócz tego zidentyfikowano dwóch innych zamachowców. Pierwszy z nich Mohamed Abrini nie zdołał zdetonować bomby na lotnisku.
Drugi, Osama Krayem, był widziany na stacji metra Maalbek tuż przed zamachem, po czym oddalił się w nieznanym kierunku, dźwigając ciężkie torby. On miał otworzyć ogień do przechodniów na jednej z głównych ulic Brukseli, ale przestraszył się policyjnych i wojskowych blokad.
Obaj niedoszli zamachowcy zostali potem aresztowani podobnie jak dziesiątki innych powiązanych z działalnością terrorystyczną. Ale ich zleceniodawców ciągle nie znaleziono. Powszechnie uważa się, że rozkaz przyszedł z samej góry tzw. Państwa Islamskiego.