Najpierw będzie szczyt NATO w Brukseli w środę i czwartek. Biały Dom już zapowiedział, że priorytetem ma być wymuszenie na sojusznikach zwiększenia wydatków na obronę do 2 proc. PKB. Ten postulat amerykańscy przywódcy powtarzają jak mantrę od dziesięcioleci. Trump wysłał jednak osobiste listy do przywódców tych krajów, które mają pod tym względem największe zaległości. W kwaterze głównej sojuszu może więc dojść do ostrej wymiany zdań.
– Trump nie cierpi spotkań wielostronnych, bo nie jest na nich jedyną gwiazdą. Spodziewam się, że opuści spotkanie przed jego zakończeniem, jak to zrobił na szczycie G7 w Quebecu – mówi „Rzeczpospolitej" Guy Sorman, znany francusko-amerykański politolog.
Aby rozładować napięcie, Angela Merkel zapewniła w tym tygodniu w Bundestagu, że „Niemcy są wiarygodnym partnerem w NATO" oraz krajem, który do wspólnych operacji udostępnia drugi co do wielkości kontyngent. Kanclerz obiecała też, że wydatki Niemiec na obronę stopniowo wzrosną z 1,24 PKB dziś do 1,5 proc. PKB w 2025 r.
Czy to wystarczy, aby Trump przestał mówić o NATO jako sojuszu „przestarzałym"?
– Żaden amerykański prezydent nie był w stanie narzucić swojego stanowiska wbrew armii. To równie wpływowa instytucja jak Kongres czy Biały Dom. A Pentagon jest do NATO bardzo przywiązany – mówi Sorman.