Korespondencja z Brukseli

Taką propozycję zgłosił w swoim przemówieniu o przyszłości Europy Olaf Scholz, wicekanclerz i minister finansów Niemiec. W zamian za to Francja miałaby wieczne prawo wskazywania swojego kandydata na stanowisko ambasadora UE przy ONZ. We Francji zawrzało, a jej ambasador w USA skomentował propozycję na Twitterze.

– Prawnie to niemożliwe, bo niezgodne z Kartą Narodów Zjednoczonych. A jej zmiana byłaby politycznie niemożliwa – stwierdził Gerard Araud. Rzeczywiście tylko państwo, a nie blok państw, może być członkiem RB. A próba zmiany Karty na pewno spowodowałaby reakcję łańcuchową i dyskusję o składzie tego gremium w zmieniających się czasach. W przeszłości prezydent Barack Obama proponował włączenie Indii do RB, o swoje miejsce upominają się też Brazylia, Japonia czy kraje afrykańskie. Obecnie na stałe zasiadają tam USA, Chiny, Rosja, Wielka Brytania i Francja, poza nimi jest dziesięciu niestałych członków Rady.

Unijni dyplomaci są przekonani, że propozycja Scholza odczytana dosłownie jest nierealna. Ale idzie w dobrym kierunku. – Francja pozostanie jedynym państwem UE w Radzie Bezpieczeństwa. Warto byłoby, żeby Unia była bardziej przez nią konsultowana – mówi „Rz” nieoficjalnie jeden z ambasadorów w Brukseli. Inni dyplomaci zwracają uwagę, że Scholz chciał swoją propozycją pokazać Francuzom, że skoro tak chcą większej solidarności fiskalnej i stworzenia odrębnego budżetu strefy euro, to powinni też dzielić się miejscem w Radzie Bezpieczeństwa.

Ale problem polega na tym, że do tej pory ani Wielka Brytania, ani Francja specjalnie swoich stanowisk w RB nie konsultowały wcześniej z Unią. Co więcej, podobnie zachowują się niestali członkowie RB z Unii, których teraz wyjątkowo jest aż troje: Polska, Holandia i Szwecja. W przyszłym roku Holandię i Szwecję zastąpią Niemcy i Belgia, więc znów będzie to dodatkowa trójka. Każde z nich działa jednak na własny rachunek.