Administracja prezydenta George’a W. Busha bezskutecznie ścigała Osamę bin Ladena od siedmiu lat. Schwytanie organizatora zamachów z 11 września 2001 roku było dla niej priorytetem. Chodziło o wymierzenie sprawiedliwości, ale także o poprawienie notowań prezydenta i Partii Republikańskiej.
[wyimek]Bin Laden wcale nie kryje się w jaskiniach. Mieszka w glinianych domach lokalnych przywódców[/wyimek]I chociaż za miesiąc do Białego Domu wprowadzi się ekipa Baracka Obamy, ludzie Busha nadal mają nadzieję, że złapią bin Ladena. – Zostało nam jeszcze 30 dni. Został osaczony do tego stopnia, że nie może się już nawet komunikować ze światem zewnętrznym. Bardzo chcemy go schwytać – powiedział FoxNews wiceprezydent Dick Cheney.
Podobne deklaracje spotykają się jednak ze sceptyczną reakcją ekspertów. – To śmieszne. Ci ludzie bezskutecznie ścigają go od 2001 roku i pomysł, że złapią go teraz w miesiąc, jest, delikatnie mówiąc, mało realny – powiedział „Rz” brytyjski ekspert ds. terroryzmu Richard Bonney.
Zresztą, jak przyznał Cheney, Amerykanie nie są nawet pewni, czy bin Laden jeszcze żyje. Od dawna bowiem nie pozostawił po sobie nawet najmniejszego śladu. Pojawia się również coraz więcej plotek na temat śmierci. Szef al Kaidy – w zależności od wersji – miał zostać zabity w przypadkowym bombardowaniu, umrzeć z powodu niewydolności nerek czy zostać zamordowany przez kamratów.
Eksperci podkreślają jednak, że może być po prostu bardzo ostrożny. – On doskonale zdaje sobie sprawę, jakim sprzętem dysponują tropiące go służby. Dlatego zrezygnował ze środków łączności elektronicznej, takich jak telefon czy Internet. Wrócił do prymitywnych metod rodem ze średniowiecza – podkreśla Richard Bonney. To, że bin Laden czuje na plecach oddech ścigających go agentów, miało sprawić, że całą energię skupia na przetrwaniu, a nie na planowaniu kolejnych ataków. Jego kontakty z al Kaidą uległy rozluźnieniu i nie kieruje on już organizacją.